6 kłamstw w filmie “Dwóch Papieży”

Udostępnij:
dwoch papiezy
KADR Z FILMU Dwóch Papieży

Oprócz bardzo wiernego oddania poszczególnych miejsc w Watykanie (Bazylika św. Piotra, Kaplica Sykstyńska, Pałac Apostolski czy Castel Gandolfo poza Rzymem) zdecydowana większość scenariusza to nadinterpretacje, konfabulacje czy po prostu kłamstwa. Jest to tym bardziej niesprawiedliwe, że film o Benedykcie XVI i Franciszku poprzedza informacja, że jest on „inspirowany prawdziwymi wydarzeniami”. Przedstawmy te kłamstwa po kolei.

Kłamstwo 1: Kard. Joseph Ratzinger, późniejszy papież Benedykt XVI, to żądny władzy imperator Palpatine

„Dwóch papieży” zaczyna się od pogrzebu św. Jana Pawła II i od razu odpowiednio nastraja widza: „Jednakże pontyfikat Jana Pawła II oznaczał koniec liberalizacji i powrót do ostrego potępienia homoseksualizmu, aborcji, antykoncepcji i ordynacji kobiet i żonatych mężczyzn”. Potem przenosimy się do Kaplicy Sykstyńskiej, gdzie kardynałowie wybierają papieża. Anthony Hopkins alias kard. Joseph Ratzinger nerwowo kręci się na krześle, gdy słyszy głosy oddane na kard. Bergoglio, a następnie buduje koalicję kardynałów wokół siebie. Jeden z kardynałów mówi nawet, że Ratzinger nie powinien zostać papieżem, bo „za bardzo tego pragnie”.
Tymczasem było wręcz odwrotnie i kard. Ratzinger od początku swej kariery w Watykanie w ogóle tej kariery nie pożądał. Aby zrozumieć jego drogę do papiestwa, trzeba spojrzeć na jego więź z Janem Pawłem II – nie byłoby bowiem papieża z Niemiec bez poprzedzającego go papieża z Polski. Do kapelusza kardynalskiego zaprowadziła obu ścieżka profesorska, obaj też należą do największych powojennych teologów i myślicieli chrześcijańskich. Spotkali się po raz pierwszy podczas II Soboru Watykańskiego, gdzie episkopat niemiecki odegrał kluczową rolę – 35-letni prof. Ratzinger był doradcą abpa Fringsa – ale i prof. Karol Wojtyła zza żelaznej kurtyny zwrócił wówczas uwagę świata na siebie. Nie wiemy, czy Ratzinger i Wojtyła wówczas poznali się osobiście – nic na to nie wskazuje – ale dowiedzieli się o swoim istnieniu i zauważyli, że myślą podobnie. Później poznali się osobiście, zaczęli polecać sobie lektury teologiczne, polubili się. „Połączyła nas przede wszystkim jego wolna od wszelkiego komplikowania bezpośredniość i otwartość, a także emanująca od niego serdeczność. Było tu poczucie humoru, wyraźnie wyczuwalna pobożność, w której nie ma nic przybranego, nic zewnętrznego”, mówił później kard. Ratzinger.

Dlaczego to ważne? Jak wiadomo, kardynał z Krakowa 16 października 1978 r. został nowym papieżem i stanął przed zadaniem dobrania sobie nowego zespołu. W 1981 r. schorowany kard. Franjo Šeper ustąpił z funkcji prefekta Kongregacji Nauki Wiary, a miesiąc później zmarł. I choć Watykan oficjalnie nie wartościuje swych Kongregacji, to śmiało można powiedzieć, że Kongregacja Nauki Wiary jest najważniejsza, ponieważ strzeże czystości wiary. Jan Paweł II pragnął, aby kard. Ratzinger objął tę funkcję, ale do tego trzeba było wielu namów – monachijski kardynał nie palił się do przyjazdu do Rzymu, wiedział także, iż nowe obowiązki znacznie ograniczą jego możliwości pracy naukowej. Nie ciągnęło go do władzy, jednak się zgodził dla dobra Kościoła i do końca pontyfikatu był prawą ręką naszego papieża. Dlatego też uchodził za murowanego faworyta konklawe 2005 r. Pontyfikat Jana Pawła II trwał 27 lat, tak więc z obecnych 115 kardynałów elektorów jedynie dwóch nie otrzymało kapelusza od naszego Ojca Świętego. To było kolegium św. Jana Pawła II, które od dekad współpracowało z polskim papieżem i jego niemieckim przyjacielem. Wybór Ratzingera był naturalny i nastąpił już w 4. głosowaniu – przypomnijmy, że wybór papieża odbywa się 2/3 głosów kardynałów elektorów. Konklawe 2005 roku trwało nieco ponad 24 godziny, było zatem jednym z najszybszych w ostatnich stuleciach, co wskazuje na jednomyślność kardynałów. Kard. Schönborn potwierdził to przypuszczenie tuż po konklawe, mówiąc w wywiadzie, że wśród elektorów od początku sporów nie było.

Tyle fakty. To, że każde konklawe owiane jest tajemnicą i pozostaje chyba najbardziej spektakularną formą wyboru w historii ludzkości, prowokuje jednak do żywych spekulacji. I to na nich – nie na wyżej wymienionych faktach – opiera się przedstawienie konklawe 2005 r. w filmie „Dwóch papieży”. Po wyborze ukazał się bowiem anonimowy (sic!) dziennik napisany rzekomo przez jednego z kardynałów elektorów. Z niego wynika, że głównym kontrkandydatem Ratzingera był właśnie kard. Bergoglio, późniejszy papież Franciszek. Z tego „dziennika” wiedzę o przebiegu konklawe czerpie film. Problem tkwi w tym, że o tym „dzienniku” nie wiadomo nic więcej niż to, że ukazał się w miesięczniku „Limes”. Kardynałowie pod groźbą ekskomuniki mają zakaz ujawniania tajemnicy konklawe, zatem oficjalnie na ten temat się nie wypowiadają. Tak więc nic nie potwierdza wersji z „dziennika”. Równie dobrze mógł on być wymysłem redaktora. Pojawiają się też głosy, że „dziennik” rzeczywiście został napisany przez któregoś kardynała, ale nie po to, aby opisać rzeczywistość wyboru papieża w 2005 r., lecz po to, aby przygotować wybór kard. Bergoglio na kolejnym konklawe. Najuczciwsze pozostaje jednak stwierdzenie, że nie wiemy, jak było naprawdę.

Czy kard. Ratzinger obłąkanie patrzył po kardynałach, gdy słyszał, że ktoś oddał głos nie na niego? Wręcz przeciwnie. Co prawda, podobnie jak w 1981 r. kard. Ratzinger, tak teraz papież Benedykt XVI spodziewał się, że na jego barkach spocznie jeszcze większe zadanie. W rozmowach, które przeprowadził ze swoim zaufanym dziennikarzem, watykanistą Peterem Seewaldem, Benedykt XVI podkreślał, że jego marzeniem po prefekturze w Kongregacji Wiary był powrót do ojczystej Bawarii, bycie znów blisko brata oraz posiadanie spokoju do pisania książek. Benedykt XVI jest człowiekiem skromnym, nielubiącym blichtru i spokojnym, który nie marzył o papiestwie. Często podkreślał, że jest skromnym pracownikiem winnicy Pańskiej. Szedł tam, dokąd go Pan Bóg powołał.

Kłamstwo 2: Benedykt XVI to obrażony na świat idiota

To chyba najbardziej rażąca manipulacja. Bergoglio i Ratzinger spotykają się w filmie pierwszy raz, gdy Bergoglio nuci melodię „Dancing Queen” ABB-y. Kiedy mówi o tym Ratzingerowi, ten nie wie, co to za zespół. Podobnie później okazuje się, że papież Benedykt XVI również nie ma pojęcia, kim są Beatlesi. Ale nie tylko w popkulturze Benedykt się nie orientuje. Okazuje się, że nawet w dziedzinie teologii mało co wie. Aż trudno mi pisać te słowa, ponieważ do tej pory nawet najwięksi krytycy papieża z Niemiec uznawali jednak jego wielkość intelektualną. Tymczasem gdy w filmie wywiązuje się dyskusja teologiczna między Benedyktem XVI a kard. Bergoglio, została ona napisana tak, że Benedykt pozbawiony argumentów popada w złość i krzyczy na swojego kardynała.

Jest to fałszywe w dwójnasób. Po pierwsze, Benedykt XVI ma temperament naukowca i liczne wywiady z osobami z jego środowiska potwierdzają, że nigdy nie krzyczał ani nie szantażował wręcz ludzi wokół siebie. Po drugie, to Joseph Ratzinger jest wymieniany w gronie najważniejszych intelektualistów XX w., ma trwały i niezaprzeczalny wkład w rozwój teologii oraz filozofii. Jego trylogia o Jezusie to mistrzostwo myśli teologicznej. Jest wybitnym znawcą myśli Ojców Kościoła, napisał ważne prace na temat teologii małżeństwa, dogmatyki katolickiej czy liturgiki, opublikował kilkadziesiąt książek i to nie licząc pism wydanych podczas jego pontyfikatu. Tymczasem papież Franciszek nigdy nie ukończył rozpoczętych studiów doktoranckich. Nie chodzi tu naturalnie o wartościowanie – po prostu Jorge Bergoglio poszedł inną drogą i od początku stawiał przede wszystkim na pracę duszpasterską. Wspominam o tym dlatego, że znając obu wiemy, że taki dialog jak w filmie byłby po prostu niemożliwy:

Bergoglio: Celibat może być darem lub klątwą.

Benedykt: A homoseksualizm?

Bergoglio: Stwierdziłem tylko, że…

Benedykt: Znów źle zacytowano?

Bergoglio: Wyjęto z kontekstu.

(…)

Benedykt: Udziela ksiądz sakramentów wykluczonym ze wspólnoty. Na przykład rozwodnikom.

Bergoglio: Uważam, że udzielenie Komunii nie jest nagrodą dla cnotliwych. To strawa dla zgłodniałych.

Benedykt: Czyli przekonania księdza są ważniejsze niż odwieczna nauka Kościoła?

Bergoglio: Nie. Św. Marek, rozdział 2, werset 17: „Przyszedłem powołać grzeszników”. Kościół naucza o tym od tysiącleci.

Benedykt: Należy wyznaczyć granice…

Bergoglio: Lub postawić mury, żeby się oddzielić.

Benedykt: Mówi to ksiądz tak, jakby mury były czymś złym. Dom zasadza się na solidnych murach.

Bergoglio: Czy Jezus stawiał mury? Jego twarz to oblicze miłosierdzia. Im większy grzesznik, tym cieplejsze powitanie. Miłosierdzie to dynamit, który rozsadza mury.

Benedykt: Ma ksiądz odpowiedź na wszystko.

Podobnych dialogów jest więcej. Naturalnie, nie są one dyskusją teologiczną, lecz stereotypem o Kościele zachwaszczającym umysł scenarzysty, który jest daleko od wiary katolickiej i jej nie rozumie. Z tego powodu dyskusja nie toczy się o tym, co jest, lecz o tym, co ktoś myśli, że jest. W krótkich zdaniach pojawiają się najczęstsze uprzedzenia wobec Kościoła, który rzekomo wyrzuca ze swych szeregów rozwodników, homoseksualistów czy w ogóle grzeszników, a co więcej, jeszcze chce budować mury jak Donald Trump. W tej rozmowie papież Benedykt XVI jest obrazem Kościoła mocno zacofanego, a kard. Bergoglio jest obrazem Kościoła „nowoczesnego”, czyli lewicowo-protestanckiego. Żaden z tych wizerunków nie jest zgodny z prawdą.

Benedykt XVI nie jest (i nie był) obrażonym na świat idiotą, który świata nie rozumie i najchętniej zamyka się w Castel Gandolfo. Zaś kard. Bergoglio nie był wcale w Buenos Aires tym zapalonym progresistą, którego dzisiaj próbuje się z niego zrobić. Zwalczał teologię wyzwolenia i upominał czy usuwał księży z nią związanych na terenie swojej diecezji. Film buduje zaś fałszywe wrażenie, że po współpracy z juntą wojskową w Argentynie kard. Bergoglio stał się zwolennikiem teologii wyzwolenia.

Pod koniec lat 1990. odbyła się słynna konferencja episkopatów południowoamerykańskich w Aparecidzie, gdzie kluczową rolę odegrał Bergoglio, wówczas prymas Argentyny. Odniósł się w sposób szczególny do kwestii obrony życia poczętego, która była wówczas przedmiotem zażartego dyskursu politycznego. Przypomniał Argentyńczykom, że „aborcja to wyrok śmierci na dzieci nienarodzone”. Wyjaśniał, że nikt nie ma prawa skazywać na karę pozbawienia życia dzieci poczętych w wyniku gwałtu czy tych, u których wykryto upośledzenie. „Prawo do życia oznacza pozwolić ludziom żyć, a nie zabijać, pozwolić im dorastać, jeść, uczyć się, leczyć oraz pozwolić im umierać z godnością” – apelował. Odciął się także raz jeszcze od teologii wyzwolenia.

Na samym początku swojego pontyfikatu papież Franciszek powiedział, że Kościół nie może być traktowany jak organizacja charytatywna bez Boga. W Buenos Aires był zdeklarowanym przeciwnikiem ordynacji kobiet czy związków gejowskich. W rodzimej Argentynie jeszcze w 2010 roku głośno i zdecydowanie sprzeciwiał się homozwiązkom. Zaś dwa tygodnie po objęciu urzędu papieskiego w 2013 r. ekskomunikował australijskiego ks. Reynoldsa, który nie tylko jest gejem, ale także propaguje pomysł kapłaństwa kobiet. Papież mógł usunąć go z urzędu (jak np. w Polsce abp Henryk Hoser uczynił to wobec ks. Wojciecha Lemańskiego) albo wykluczyć go ze stanu kapłańskiego. Zdecydował się jednak na najsroższą karę, która leży tylko w gestii głowy Kościoła katolickiego. Ojciec Święty nie wypowiedziałby ekskomuniki z błahego powodu. Co więcej, także podczas swojego pontyfikatu Franciszek bronił się przed tym, aby przedstawiać go jako postępowca, który skupia się tylko na dwóch, trzech tematach, jak to czyni film Netflixa. Mówił papież tak: „Nie możemy zajmować się tylko aborcją, małżeństwami homoseksualnymi czy środkami antykoncepcyjnymi. Tak się nie da. Wiele o tym rozmawiałem i zrobiono mi z tego zarzuty. Ale kiedy o tym mówię, należy zwrócić uwagę na kontekst. Zresztą znane jest stanowisko Kościoła w tej sprawie, a ja jestem synem Kościoła”.

Kard. Bergoglio nigdy nie uchodził też za krytyka papieża Benedykta XVI (w przeciwieństwie do wspomnianego także w filmie kard. Martiniego), nie przewodził opozycji w Kościele, nie odcinał się od tradycyjnej nauki Kościoła ani nie oddalał się od Rzymu, jak to czynią na przykład dziś biskupi niemieccy. Film „Dwóch papieży” tego też nie mówi wprost, ale stwarza takie mocne wrażenie.

Kłamstwo 3: Jorge Bergoglio miał narzeczoną i był bliski małżeństwa

Jest to kłamstwo, które pojawia się od początku pontyfikatu papieża Franciszka, a opiera się na konfabulacji dziennikarskiej z kilku dni po konklawe w 2013 roku. Gdy już wybrano Bergoglio na następcę św. Piotra, do Buenos Aires natychmiast zjechały się tabuny mediów, z których większość szukała szybkiej sensacji. Znaleźli ją w postaci Amalii, rzekomej narzeczonej Jorge Bergoglio.

Do stolicy Argentyny poleciałem dopiero w październiku 2013 r., a więc pół roku po wyborze, gdy jeśli chodzi o napór medialny, nad Río de la Plata było już spokojniej. Wątek rzekomego narzeczeństwa był mi już znany i postanowiłem to sprawdzić na miejscu. Amalia z „Dwóch papieży” to w rzeczywistości Amalia Damante. Udałem się więc do jej domu – nie było trudno ją odnaleźć, ponieważ mieszkała wciąż tam, gdzie żyła również w latach 1950., a więc w sąsiedztwie domu rodzinnego Bergogliów. 77-letnia, schorowana już wówczas kobieta zgodziła się porozmawiać jedynie przez… domofon. I to tylko dlatego, że przyjechałem z Polski, z ojczyzny Jana Pawła II. Co się stało, że Amalia Damante ukrywała się przed mediami, z nikim nie chciała rozmawiać? Nieobyta z nimi, w pierwszych dniach po konklawe i wyborze papieża Franciszka nieopatrznie półżartem wspomniała o liście miłosnym, w którym Jorge miał się jej oświadczyć. Nietrudno się domyśleć, że ten aspekt jej młodzieńczych relacji z przyszłym Ojcem Świętym obiegł natychmiast cały świat. Nie zważano na to, że Jorge z Amalią znali się z piaskownicy, a owe wyznania przyszłego papieża miały miejsce, gdy oboje mieli po 12 (słownie: dwanaście) lat! Natomiast w filmie zrobiono z tego główny wątek, podczas którego Jorge i Amalia są już dorośli, co w sposób oczywisty zmienia kontekst sytuacji…

Podczas kilku minut rozmowy przez domofon Amalia Damante powiedziała mi wówczas z goryczą: „Media okropnie wyeksponowały wątek naszego domniemanego narzeczeństwa, w ogóle zrobili ze mnie narzeczoną papieża! A przecież my byliśmy wtedy zaledwie dwunastolatkami, a Jorge był po prostu moim bardzo dobrym przyjacielem z lat dzieciństwa. Nie chcę więcej rozmawiać z dziennikarzami, zraziłam się do nich raz na zawsze”.

Mimo doświadczenia w pracy z mediami rozmiar tej manipulacji wywarł na mnie wtedy ogromne wrażenie. Nie wiem, czy pani Amalia jeszcze żyje, ale jeżeli zobaczyła „Dwóch papieży”, był to dla niej z pewnością kolejny szok.

Kłamstwo 4: Jorge Bergoglio był zdrajcą i współpracował z argentyńską juntą

W filmie jest to jeden z najbardziej wyeksponowanych wątków, który pojawia się w postaci retrospekcji i swoistej spowiedzi kard. Bergoglio wobec papieża Benedykta. Obok puenty filmu, która jest bezpardonowym atakiem na Benedykta i o której jeszcze napiszę, uważam ten epizod filmu za najbardziej krzywdzący. Dodano go pewnie dla symetrii, aby jednego i drugiego papieża ukazać jako ludzi grzesznych, słabych i złamanych. Tymczasem prawda jest wręcz odwrotna, a o. Jorge Bergoglio podczas krwawych lat junty wojskowej w Argentynie (1976–1983) robił wszystko, co w jego mocy, aby ratować ludzkie życia. Przypomnijmy, że do 1979 r. Bergoglio był prowincjałem, czyli szefem, argentyńskich jezuitów i dzięki temu miał wpływy, kontakty i możliwości pomocy. Warto temu zagadnieniu poświęcić więcej miejsca, gdyż należy obronić papieża Franciszka przed niesłusznymi, bardzo krzywdzącymi oskarżeniami.

Żeby zrozumieć wydarzenia argentyńskiej junty, należy nakreślić tło epoki. Argentyna była wówczas niestabilnym państwem, w którym brutalnie walczono o władzę. W 1973 roku, po 18 latach spędzonych na wygnaniu poza krajem, Juan Perón powrócił do ojczyzny i od razu doszło do zamieszek między zwolennikami i przeciwnikami byłego prezydenta, który ostatecznie przejął władzę. W Argentynie coraz częściej i coraz brutalniej łamane były prawa człowieka. W tajemniczych okolicznościach zniknęło blisko pół tysiąca osób, dochodziło też do zabójstw przeciwników politycznych. Na celowniku byli też tzw. guerrilleros, czyli partyzanci inspirowani ideologią komunistyczną, którzy dokonywali ataków terrorystycznych, chcąc tym sposobem doprowadzić do wrzenia i do rewolucji socjalistycznej. Argentyna była tyglem ścierających się radykalnych poglądów (prawicowych i lewicowych) – wtedy też powstała skrajnie lewicowa teologia wyzwolenia, później tak mocno zwalczana przez Jana Pawła II. Taką sytuację ostatecznie wykorzystało wojsko, organizując zamach stanu, przejmując rządy w kraju i tworząc tzw. juntę. Władza wojska trwała w Argentynie siedem lat, a przez pierwsze trzy lata prowincjałem jezuitów był o. Bergoglio. Jezuitów była wówczas w Argentynie około setka.

Co nam mówi o tym czasie film „Dwóch papieży”? Stwarza wrażenie, że Bergoglio był tchórzliwym narzędziem władz i swoją postawą doprowadził do tortur czy też śmierci swoich współbraci jezuitów. Ukazuje młodego prowincjała w kontaktach z wojskowymi oraz twierdzi, że Bergoglio udzielał im Komunii św. Żadne z tych twierdzeń nie jest prawdziwe.

Po kolei. Głównymi oskarżycielami w filmie są dwaj jezuiccy ojcowie: Jálics oraz Yorio. Są to postacie prawdziwe, chodzi bowiem o Ferenca Jálicsa (przybyłego do Argentyny z Niemiec, ale Węgra z pochodzenia) oraz Orlando Yorio. Rzeczywiście pracowali oni w slumsach Buenos Aires, co przedstawiono w filmie. Konkretnie była to dzielnica Rivadavia tuż obok villi 1–11–14 (villas miserias to argentyńska nazwa slumsów), gdzie Jálics i Yorio pomagali biednym i prowadzili misję. Władzom od dawna się to nie podobało, gdyż po pierwsze, oficjalnie biedy w kraju nie było (nie było zatem oficjalnie komu pomagać…), zaś po drugie, gardziły Kościołem, nauką katolicką oraz pojawiającą się wtedy w slumsach teologią wyzwolenia. O. Bergoglio przeczuwał, że połączenie tych faktów niebawem może się skończyć fatalnie i ostrzegł swych współbraci jeszcze przed aresztowaniem, przygotował już dla nich kryjówkę, aby na chwilę zniknęli władzy z oczu. Czynił tak wcześniej i później jeszcze dla wielu innych księży ze slumsów, ratując im w ten sposób życie. Jálics i Yorio jednak się nie zgodzili, chcieli nawet założyć własne zgromadzenie, co oznaczałoby złamanie danej przysięgi posłuszeństwa. Mimo tego prowincjał o. Bergoglio ich nie wykluczył z zakonu (co by oznaczało pewną śmierć, ponieważ zostaliby bez protekcji). Jálicsa i Yorio nigdy też nie wyrzucono z Towarzystwa Jezusowego, dopiero później Orlando Yorio sam z niego wystąpił.

Tak czy inaczej Jálics i Yorio jednak postanowili, że nie będą się ukrywać. Zostali uprowadzeni, przewiezieni do budzącego grozę ośrodka ESMA i tam poddani torturom. O. Bergoglio, który jeszcze tego samego dnia dowiedział się o ich zatrzymaniu, szukał natychmiast możliwości ich uwolnienia. Skąd to wszystko wiemy? Z rozmów ze świadkami tamtych dni, które prowadziłem będąc w Buenos Aires. Oddajemy głos ks. Guillermo Marcó, długoletniemu sekretarzowi Jorge Bergoglio. „Był wtedy prowincjałem Towarzystwa Jezusowego. Z dyktaturą wojskową nie miał kontaktów, gdyż leżały one raczej w gestii Episkopatu. Udało mu się jednak w końcu skontaktować z prezydentem Videlą oraz admirałem Masserą i negocjować uwolnienie zatrzymanych. Po pięciu miesiącach jezuici ostatecznie odzyskali wolność. Gdyby o. Bergoglio wtedy nie interweniował, najprawdopodobniej również i ci księża, podobnie jak tylu innych, dołączyliby do długiej listy zaginionych”.

Kolejny głos to Alicia Oliveira, która w latach 70. ub. w. w sądach walczyła o prawa człowieka w Argentynie, więc naturalnie była na oku władzy. Była też zaprzyjaźniona z o. Bergoglio, choć była jego przeciwieństwem – w rozmowie od razu przyznała, że jest ateistką, antyklerykałką i klęła jak szewc. Po przewrocie wojskowym Oliveira ukryła się, ale nigdy nie zdradziła, gdzie. Bergoglio zaproponował jej, by przenieść się na jakiś czas do jezuickiego Kolegium św. Józefa w San Miguel. Taką propozycję Jorge Bergoglio złożył zresztą nie tylko jej, gdyż w latach 1970. z jego inicjatywy i za jego wstawiennictwem ukryto w tej jezuickiej siedzibie kilkadziesiąt osób, duchownych i świeckich. Oliveira odparła jednak, że woli umrzeć niż mieszkać w kościele. Oddała jednak pod opiekę Bergoglio trójkę swoich dzieci, dla których przyszły papież organizował w ukryciu spotkania z ich matką. Co więcej, Oliveira znała również sprawę Jálicsa i Yorio i podkreślała, że gdyby nie rozmowa Bergoglio z admirałem Masserą, podczas której jezuita zagroził upublicznieniem tego przypadku na Zachodzie, Jálics i Yorio nie odzyskaliby wolności.

Także o. Juan Carlos Scannone, jezuita z San Miguel, zapewniał w rozmowie, że Bergoglio pomagał zawsze, kiedy tylko mógł, narażając przy tym własne życie. Tak było również w przypadku Jálicsa i Yorio. Obu jezuitów o. Scannone dobrze znał: „Oczywiście Bergoglio w niczym tu nie zawinił. Najpierw ich ostrzegał, proponował pomoc, a gdy zostali zatrzymani, od razu dołożył wszelkich starań, aby ich uwolnić. Często mi mówił, jakie informacje na ich temat udało mu się uzyskać, gdzie są przetrzymywani i jaki jest stan ich zdrowia. To było szalenie trudne, ponieważ władza zwykle stosowała tę samą taktykę i udawała, że o niczym nie wie i nikogo nie aresztowała. Kiedy wyszli w końcu na wolność, Bergoglio umożliwił im wyjazd za granicę”.

W tej sprawie po stronie papieża stoi nawet Amnesty International, która dla „użytku wewnętrznego” już w 2005 roku, kiedy kard. Bergoglio uchodził za gorącego kandydata na tron papieski, przygotowała dossier na jego temat. Czytamy w nim: „Nie został wniesiony żaden formalny akt oskarżenia przeciw Jorge Bergoglio i w naszych archiwach nie mamy żadnych śladów jakichkolwiek powiązań byłego arcybiskupa Buenos Aires z tym czy innymi przypadkami”. Sprawa po latach znalazła się nawet w sądzie, gdzie Bergoglio wypowiadał się jako świadek. Jorge Bergoglio podkreślił wówczas, że zrobił wszystko, co w jego mocy, aby pomóc obu księżom zarówno przed ich aresztowaniem, jak i po nim, kiedy to załatwił im paszporty i wyjazd z Argentyny. Sąd uznał, że ojcu Bergoglio nie można zarzucić żadnej winy.

Przykłady można mnożyć, a w Buenos Aires do dziś żyje wiele osób, które zawdzięczają swe życie lub zdrowie protekcji o. Bergoglio. Wystarczy tam pojechać, rozejrzeć się i porozmawiać z ludźmi. To były niezwykle trudne czasy, porównywalne może do stanu wojennego w Polsce albo może nawet okresu stalinizmu, kiedy najmniejszy gest pomocy mógł być ostatnim gestem w twoim życiu. A o. Bergoglio takich gestów wykonał setki, jeżeli nie tysiące. To, że w filmie „Dwóch papieży” zostało to przedstawione wręcz odwrotnie, jest wyjątkowo fałszywe i bolesne.

Ponadto film zupełnie bezpodstawnie stawia tezę, że po juncie o. Bergoglio został zesłany na banicję, tam się nawrócił, zmienił poglądy na lewicowe i zaczął pomagać biednym. To również fałsz. W 1979 r. o. Bergoglio skończyła się druga kadencja prowincjała i zgodnie z regułą jezuicką nie mógł pełnić dalej tej funkcji, więc przydzielono mu nowe zadania. Objął urząd rektora Kolegium Maximum w San Miguel i był nim aż do 1986 roku. W tym czasie wykładał również teologię na Wydziale Filozofii i Teologii Uniwersytetu del Salvador. Pomimo licznych obowiązków systematycznie posługiwał też w parafii pw. św. Józefa Patriarchy, znajdującej się na terenie diecezji San Miguel, co w filmie zostało przedstawione jako jego jedyne zadanie w tym czasie i rodzaj kary… Natomiast w pomoc biednym Bergoglio angażował się od samego początku swego kapłaństwa już w Buenos Aires, co zresztą nie może dziwić, bo nędza w Argentynie była (i w dużej mierze dalej jest) niesamowita.

Kłamstwo 5: Benedykt XVI zdradził kard. Bergoglio, że zamierza zrezygnować i namaścił go na swojego następcę

Jest to jeden z głównych wątków w filmie, ale należy powiedzieć krótko – nie ma żadnych informacji na ten temat, aby rzeczywiście tak było. Co więcej, nie ma nawet poszlak, pogłosek czy plotek w tym kierunku, aby w 2012 r. doszło do takiego spotkania. Jest natomiast bardzo dużo elementów, które przeczą takiej wersji wydarzeń. Bergoglio bardzo rzadko leciał do Rzymu i nie lubił opuszczać Buenos Aires, a co dopiero Argentyny. Ani w dziennikach aktywności papieża Benedykta XVI, ani kard. Bergoglio nie ma odpowiednich zapisów, nie ma też żadnych wypowiedzi świadków. Nie ma też żadnych informacji o tym, że to Bergoglio chciał poinformować papieża osobiście o swojej rezygnacji. Nie ma takiego zwyczaju, a co więcej, w 2012 r. Bergoglio miał już 76 lat, zaś ordynariusze na emeryturę przechodzą w wieku 75 lat, więc odejście kardynała-biskupa Buenos Aires nie byłoby żadnym skandalem, co nam próbuje wmówić produkcja Netflixa, lecz standardową procedurą, która czeka każdego biskupa, jeśli dożył wieku 75 lat.

Podobnie fikcją jest to, jakoby Benedykt XVI jako swego następcę widział kardynała z Buenos Aires. Papież senior 28 lutego 2013 r. wyjechał do Castel Gandolfo i nie ingerował w żaden sposób w przygotowania do wyboru papieża ani w samo konklawe. Mówiło się wówczas w Watykanie, że Benedykt miał swojego faworyta, ale miał nim być kard. Angelo Scola, ówczesny ordynariusz Mediolanu. Wiemy, że to między nim a Benedyktem XVI w lutym 2013 r., a więc tuż przed konklawe, doszło do spotkania i rozmowy, której treści obaj nigdy publicznie nie zdradzili.

Dość zabawnym faktem, który w filmie został oddany zgodnie z prawdą, jest to, że papież Benedykt XVI ogłosił swą rezygnację po łacinie, przez co wielu kardynałów rzeczywiście nie za bardzo ją zrozumiało albo miało poważne wątpliwości, czy aby zrozumieli dobrze. Jeszcze większy kłopot mieli dziennikarze, którzy w ogóle nie wiedzieli, co się dzieje i skąd się wzięło tak wielkie poruszenie wśród kardynałów. Spośród dziennikarzy papieskie oświadczenie zrozumiała tylko Giovanna Chirri, pasjonatka języka łacińskiego, którego uczy się w wolnych chwilach. Spotkałem ją w 2013 r. w Rzymie i powiedziała wówczas: „Wiedziałam, że dobrze zrozumiałam, nie obawiałam się, że moja znajomość łaciny nagle mnie opuściła. Mimo to początkowo nie uwierzyłam. Kiedy się jednak otrząsnęłam, natychmiast wypuściłam tę wiadomość i tym samym byłam pierwszym dziennikarzem, który poinformował o rezygnacji Benedykta XVI. Przekazałam wiadomość i natychmiast się rozpłakałam”.

Kłamstwo 6: Benedykt XVI zrezygnował z powodu skandalu pedofilskiego w Kościele, który świadomie tuszował

Osoby z otoczenia papieża Benedykta XVI, osoby, których werdyktom ufam, powiedziały mi – gdy wyraziłem swoje oburzenie po rezygnacji papieża z Niemiec – że kiedyś wszyscy tę decyzję zrozumiemy. Dla twórców „Dwóch papieży” jego decyzja jest jasna. Według nich papież Benedykt XVI tuszował przestępstwa pedofilskie w Kościele, nie mógł już dłużej żyć z ciężarem tej winy i chciał ją przekazać swojemu następcy, na którego wybrał kard. Jorge Bergoglio. Z całego filmu jest to najbardziej krzywdzące kłamstwo, albowiem uderza w sposób brutalny bezpośrednio w Benedykta XVI i znów nie ma żadnego potwierdzenia w rzeczywistości.

„Czy pamiętasz ojca Maciela? Dwanaście lat temu pojawiły się głosy, że molestował chłopców przez kilkadziesiąt lat…”. Tak zaczyna się spowiedź Benedykta XVI wobec kard. Bergoglio, która jest puentą i najważniejszym momentem filmu. Nie wiemy, co Benedykt mówi dalej, jego usta się poruszają, ale dźwięk jest wytłumiony. Jedynie po twarzy kard. Bergoglio widać, że papież opowiada mu rzeczy szokujące i okropne. Na końcu Bergoglio zrywa się i pyta: „Wioska po wiosce? Ale przecież wiedziałeś!”. Benedykt przyznaje, że miał dowody na swym biurku, ale im się nie przyglądał. „Zapomniałeś kochać ludzi, których miałeś chronić”, oskarża go kard. Bergoglio.

O co chodzi? Naturalnie, o rzekomy skandal pedofilski w Kościele i jego skutki, które miały zniszczyć pontyfikat Benedykta i samego papieża. Co więcej, przez to nawet Bóg miał opuścić Benedykta XVI… Ale przecież jest też konkret, mianowicie o. Maciel. Marcial Maciel z Meksyku to założyciel Legionu Chrystusa, a także pedofil odpowiedzialny za jeden z największych skandali w historii Kościoła. Od lat 40. do 70. XX w. wielokrotnie molestował dzieci (oprócz tego utrzymywał też „normalne” kontakty seksualne z kobietami i spłodził kilkoro potomków), a informacje o tym docierały do Watykanu, ale – i to należy podkreślić – docierały jeszcze przed pontyfikatem Jana Pawła II (to ważne, bo również papieża z Polski miesza się w tę sprawę) i oczywiście tym samym znacznie przed pontyfikatem Benedykta XVI. Później oskarżenia również się pojawiały, ale, jak twierdzą w Watykanie, parasol ochronny nad Legionem roztoczył kard. sekretarz stanu Angelo Sodano, przez którego przebiegały wszystkie watykańskie dokumenty (a nie przez papieża).

Mimo tego już za pontyfikatu Jana Pawła II Watykan wszczął działania przeciwko o. Macielowi. W 1999 r. z polecenia papieża z Polski prefekt Kongregacji Wiary rozpoczął dochodzenie kanoniczne przeciwko zakonnikowi. I przypomnijmy, że prefektem był wówczas kard. Joseph Ratzinger, czyli późniejszy papież Benedykt XVI. W styczniu 2005 r. kard. Ratzinger rozpoczął następne dochodzenie, kiedy pojawiły się kolejne oskarżenia wobec Maciela; specjalna komisja pod przewodnictwem ks. Charlesa Scicluny wysłuchała wówczas skarg ok. 20 ofiar. Warto dodać, że papież Franciszek wyniósł Sciclunę w 2015 r. do godności arcybiskupiej.

Podczas pontyfikatu Benedykta XVI i pod naciskiem papieża w 2006 r. zmuszono o. Maciela do wycofania się z życia publicznego, ale z powodu ciężkiej choroby nie można było wytoczyć mu procesu; nakazano mu życie w modlitwie, pokucie i bez kontaktu ze światem zewnętrznym. Dwa lata później Maciel zmarł.

***

Trzeba przyznać, że niektóre sceny filmu są przepiękne i wręcz oszałamiają swym realizmem. Wejście śpiewających „Litanię do Wszystkich Świętych” kardynałów do Kaplicy Sykstyńskiej, spacery po ogrodach Castel Gandolfo czy rozmowy w apartamentach papieskich muszą wywrzeć kolosalne wrażenie na tych, którzy znają te miejsca lub uczestniczyli w tych wydarzeniach. Retrospekcja ukazująca powołanie do kapłaństwa młodego Jorge Bergoglio jest prawdziwa i wzruszająca. Gra aktorska Jonathana Pryce’a jest znakomita i aż trudno uwierzyć, że Pryce i papież Franciszek są tak mocno do siebie podobni; Pryce doprawdy doskonale przejął mimikę, sposób mówienia i chodzenia czy gesty swojego pierwowzoru. Anthony Hopkins tymczasem mnie nie zachwycił i zagrał Benedykta upiornego czy wręcz opętanego. To był raczej krwiożerczy Hannibal Lecter w białej sutannie. Benedykt XVI został przedstawiony jako cyniczny, pełen złości starzec, którym na pewno nie jest.

Na jednym z portali przeczytałem, że „Dwóch papieży” może przyczynić się do wzrostu zainteresowania postaciami Benedykta i Franciszka. Tak się rzeczywiście może stać – szkoda tylko, że z filmu o dwóch papieżach dowiemy się mało prawdy, a spotkamy tyle kłamstwa. Tym bardziej że sceny są mocno sugestywne i większość widzów nie zada sobie trudu poszukania odpowiedzi na pytanie, co jest prawdziwe. Przykładem tego może być dziennikarz portalu natemat.pl, który w swej recenzji pisze tak: „Nic dziwnego, że ówczesny kardynał Bergoglio postanowił odejść na emeryturę, bo nie chciał mieć już nic wspólnego z tą organizacją [Kościołem]”. Dla takich ludzi jak ten dziennikarz, a więc bez wiedzy na temat wiary katolickiej i Kościoła, dla takich osób obojętnych lub wrogo nastawionych wobec papiestwa, naiwnych, leniwych czy niezadających pytań, bo ślepo wierzących w Netflixa, ten film będzie potwierdzeniem głównych negatywnych stereotypów na temat Kościoła katolickiego.

Adam Sosnowski


Autor jest współautorem (z Agnieszką Gracz) biografii papieża „Franciszek. Prawdziwa historia życia” oraz książki „Pamiętnik konklawe 2013”.

Tekst ukazał się w miesięczniku Wpis (1/2020).

Dodaj komentarz