Kościół jest miejscem spotkania Boga z człowiekiem i człowieka z Bogiem. Ostatnie nasze rozważania pozwalają nam odkryć, że sercem Kościoła jest wspólnota sprawująca Eucharystię.
Chciałbym zwrócić uwagę na niezwykłą mądrość, jaką Kościół zawarł w układzie Liturgii Eucharystycznej – trzeba jednak zaznaczyć, że widać to doskonale we mszy św. przedsoborowej, gdzie różne nowoczesne mutacje i innowacje były nie do pomyślenia. Niestety, jak powiedział to jeden z soborowych periti, ks. Glineau, wraz z utworzeniem Novus Ordo Missae ryt rzymski przestał istnieć. Tak więc cała struktura Mszy świętej jest jednym z wielkich arcydzieł wypracowanych na przestrzeni wieków, aż do połowy XX w. Obecna forma Mszy św. nie jest arcydziełem, ale tym, co po arcydziele pozostało. Jedyną słuszną racją, dla której mam ciągle chęć omawiać nową mszę św. jest ta, że powszechnie z nią mamy do czynienia i taki stan rzeczy może utrzymywać się jeszcze długo. Lista nadużyć, które powstały w związku z nową mszą jest długa. Stan Kościoła widzialnego na zachód od Odry jest dowodem tego spustoszenia, a na ten temat znajdziemy wiele w książce M. Davies’a “Nowa Msza Papieża Pawła”, który opisuje sytuację sprzed kilkudziesięciu lat. Teraz sprawy mają się jeszcze gorzej. Do naszego rodzimego Kościoła dopiero wchodzą te wszystkie rzeczy, które tam z całą pewnością przyczyniły się do duchowego rozkładu.
Gorsza rzecz, że czasem słychać głosy o nadchodzących zmianach, które gdyby się dokonały, będą ciosem w samo serce, tej najbardziej wrażliwej tkanki życia Kościoła. Tutaj już moje osobiste zdanie, że jeśliby tak się stało, to Kościół i to przetrwa, bo jego życie będzie się toczyć we wspólnotach, które zachowały w całości tradycję i trwa w jej ciągłości w sposób niezmieniony.
Jesteśmy do tego stopnia przyzwyczajeni do Mszy świętej, że rutyna czasem przeszkadza nam w odkrywaniu i pełnym przeżywaniu poszczególnych elementów, które składają się na bogactwo tej Liturgii. Od czasu do czasu trzeba nam więc przypomnieć sobie to bogactwo oraz odkryć, jakby na nowo, sens poszczególnych elementów świętej Ofiary.
W tej części katechezy chcę zatrzymać się na pierwszej części Mszy świętej, która w Novus Ordo Missae, w całości jest “Bożą Ucztą”, gdzie karmieni jesteśmy Słowem Bożym. Słowo „uczta” jest tutaj bardziej przenośnią niż czymś dosłownym, choć jak wiadomo, posługujemy się tym odniesieniem w przyjmowaniu Słowa Bożego.
Potrzeba nam będzie trochę wyobraźni, bo rzeczy, o których będzie mowa, wymagają jej uruchomienia. W kościele, na mszy św. nie wykonujemy zbyt wielu ruchów i nie przemieszczamy się, a tu będzie potrzeba, abyśmy się niejako przemieszczali w naszej duchowej wyobraźni. Wyobraźmy więc sobie: Wchodzimy do kościoła i – jakby na progu, sługa samego Boga, czyli ustanowiony przez Niego kapłan, wita nas słowami: “Pan z wami” lub “Miłość Boga Ojca, łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i dar jedności w Duchu Świętym niech będą z wami wszystkimi” lub jeszcze innymi słowami… To pozdrowienie zmierza do uświadomienia wszystkim, że stanowimy Zgromadzenie Święte, że spotykamy się w Imię Boga.
Następnie, ponieważ zostaliśmy zaproszeni do wspaniałego pałacu a znajdujemy się jeszcze, jakby w przedsionku, ten sam sługa wzywa nas do spojrzenia na siebie. Podprowadza nas jakby do lustra. Za chwilę bowiem mamy przekroczyć próg salonu, gdzie czeka nas Gospodarz. Kapłan wzywa do aktu pokutnego. Trzeba w nim odkryć, kim rzeczywiście jesteśmy, w jakim stopniu jesteśmy przygotowani do spotkania z Bogiem. Trzeba przez chwilę uważnie spojrzeć na siebie. Dla jednych jest to chwila niezwykle uroczysta, dlatego że są przygotowani, jak żołnierz w galowym stroju czy dama, która przygotowywała się długo na uroczyste przyjęcie. Dla innych może to być spojrzenie człowieka chorego, w gipsie, w piżamie, który został wprawdzie zaproszony, ale jest wewnętrznie połamany, nieprzygotowany i w tym lustrze prawdy widzi siebie takim, jakim jest. To autentyczne spojrzenie na siebie jest istotne i należy do podstawowych elementów życia religijnego. Wezwanie kapłana jest połączone z chwilą milczenia, a przynajmniej powinno tak być, ponieważ każdy winien na chwilę skupić się przed tym lustrem, by zobaczyć siebie, by nie przeoczyć istotnych niedoskonałości, ale przede wszystkim uświadomić sobie, że ja, człowiek grzeszny, pełen ułomności i słabości, proch ziemi, niegodny, choćbym był nawet tuż po spowiedzi, staję wobec Świętego Boga, Jezusa Chrystusa, który tak bardzo mnie kocha, że za mnie oddał swoje życie. Dlatego po wezwaniu do aktu pokutnego jest przewidziana chwila ciszy. Nie trwa to jednak długo, ponieważ zostaliśmy zaproszeni przez samego Boga, nie wolno więc pozostać w tym zatrzymaniu się na sobie.
Chrystus, głosem kapłana wzywa, jakby do przejścia do salonu i w tym momencie, kiedy przekraczamy jego próg, wita nas Gospodarz. To spotkanie na progu salonu jest połączone z wielką radością wchodzących, wyśpiewaną w hymnie “Chwała na wysokości Bogu”. Ten hymn radości odwraca uwagę od nas i koncentruje ją już na Bogu w Trójcy Jedynym, Ojcu, Synu i Duchu Świętym. Odtąd już nasza uwaga winna być skoncentrowana całkowicie na Gospodarzu.
Z punktu widzenia psychologicznego to przejście jest ważne. Są tacy, którzy przychodzą do ołtarza i nie potrafią nawet popatrzeć na siebie, ciągle zajmują się tym, co zostawili na ulicy czy w domu. Weszli do przedpokoju, nie spojrzeli na siebie w lustrze prawdy i nie potrafią odkryć, jak wielkie czeka ich spotkanie. Inni zatrzymują się tylko na sobie. Msza święta się kończy, a oni ciągle patrzą na siebie, płaczą nad sobą, rozdzierają swoje szaty. To ci, którzy nie przeszli z aktu pokutnego do wyśpiewania “Chwała na wysokości Bogu”. Wielki błąd. Proszę zwrócić uwagę na to, że w Mszy świętej, która mniej więcej mieści się w sześćdziesięciu minutach, czas zatrzymania się na sobie jest stosunkowo bardzo krótki. Dlatego, że w czasie Świętej Ofiary człowiek nie może być w centrum uwagi. W centrum uwagi jest Bóg i dlatego hymn “Chwała na wysokości Bogu” ma nas wyprostować i skoncentrować uwagę już wyłącznie na samym Bogu.
Po tym hymnie Gospodarz zaprasza do rozmowy. Rozpoczyna się Liturgia Słowa. On ma nam wiele do powiedzenia i pierwszy kieruje do nas słowo, jest ono zawarte w Piśmie Świętym. W niedzielnej liturgii czytamy cztery fragmenty z Biblii. Dwa ze Starego Testamentu (drugim jest zawsze Psalm), i dwa z Nowego Testamentu. Szczególne miejsce zajmuje tu Ewangelia. Jest to słowo Boga skierowane do każdego z nas w tej konkretnej sytuacji, w jakiej gromadzimy się przy ołtarzu.
Umiejętność otwarcia serca na to słowo, wysłuchania go ze skupieniem i odkrycia, co w tym Słowie jest dziś adresowane do mnie, decyduje o owocności spotkania z Gospodarzem. Trzeba uważać, byśmy nie popełnili nietaktu, zajmując się zupełnie czym innym, nie słuchając przemawiającego do nas Boga. Słowo Pisma Świętego jest trudne, niektóre jego fragmenty są bardzo trudne, co mobilizuje do ciągłego szukania i pogłębiania religijnej wiedzy.
Warto pamiętać, że wszelkie nauczanie w Kościele jest skoncentrowane na nauczaniu liturgicznym. Cała katecheza prowadzi do tego, byśmy dobrze rozumieli słowo Boże. Rekolekcje i wszystkie publikacje, które mają pieczęć aprobaty Kościoła, za cel stawiają sobie podprowadzenie do pełniejszego zrozumienia słowa Bożego.
Druga część Liturgii Słowa to kazanie. Jest ono próbą ukazania, jak słowo Boże odpowiada na sytuację, w której się aktualnie znajdujemy. Kaznodzieja ma przekazać z bogactwa Objawienia to, co jest najbardziej potrzebne słuchaczom w chwili obecnej. Ta aktualizacja zależy od niego. Kazanie jest wynikiem jakby ścisłej współpracy mówiącego i słuchaczy. Czasem ludzie nie zdają sobie sprawy, w jakiej mierze postawione przez nich wymagania, postawa i sposób słuchania zmusza nas, kapłanów do odpowiedzi na wasze zapotrzebowanie. Kazanie to nasze wspólne dzieło, bo wspólnie usiłujemy zobaczyć, co dziś jest ważne, aktualne, co z całego bogactwa zawartego w Piśmie Świętym i Tradycji może nas szczególnie ubogacić.
Jest jeszcze jeden element Liturgii Słowa, zalecany, lecz nie zawsze wprowadzany w życie. Chodzi o odbiór usłyszanego słowa. Dlatego po kazaniu jest potrzebne pewne wyciszenie, chwila milczenia, by słowo, które zostało przekazane, zostało indywidualnie przyjęte. Skuteczność spotkania ze słowem Bożym w dużej mierze zależy od tego wyciszenia.
Słowo Boże przekazane przy ołtarzu wymaga przyjęcia, zastanowienia, indywidualnego potraktowania. Jak długo czytam i wyjaśniam wam słowo Boże, jestem podobny do tego, który stawia na stół wiele potraw. Można siedzieć przy stole i obserwować samo napełnianie stołu, nic nie jedząc. W pewnym momencie kończy się podawanie słowa Bożego i mówimy “Wierzę w Boga Ojca” i już nie ma czasu na jedzenie, a trzeba przynajmniej po jedną porcję sięgnąć i spożyć ją, przyswoić sobie. Dlatego do całości Liturgii Słowa należy chwila milczenia. Tak było w Kościele na przestrzeni wieków. Kiedy czytamy o starożytnym Kościele, to okazuje się, że wtedy kazania trwały długo, dwie, trzy godziny, a mimo to zachowywano chwilę milczenia. Może tu należałoby szukać źródła skuteczności słowa Bożego przekazywanego w starożytnym Kościele. Oni mieli czas na jego przyjęcie.
Głoszenie słowa Bożego to odpowiedzialna funkcja. Kapłan jest odpowiedzialny za przekaz prawdy Bożej, jest odpowiedzialny za to, by w formie czystej przekazywać naukę Boga, a nie ludzką, a więc nie naukę współczesnych filozofów, psychologów, socjologów, polityków. To ma być słowo Boże. Jest również odpowiedzialny za czas. Czas zawsze jest cenny, a przy ołtarzu niezwykle cenny. Proszę sobie uświadomić, że kazania, przez dziesięć minut, słucha sześćset osób i gdyby te dziesięć minut było zmarnowane, to w sumie mamy stratę stu godzin, bo każdy słuchacz traci dziesięć minut. Jest to olbrzymia odpowiedzialność, zamiast pustego mówienia lepiej byłoby przeznaczyć ten czas na modlitwę.