Co to znaczy być mędrcem?
W sierpniu 2019 r. w wieku 76 lat zmarła Paola Bonzi. Mając zaledwie 20 lat, straciła wzrok. Mimo tego ukończyła studia pedagogiczne i pracowała z dziećmi upośledzonymi umysłowo. W 1984 r. założyła w Mediolanie Ośrodek Pomocy Życiu. Przez następne 35 lat, współpracując z licznym gronem wolontariuszy, uratowała od aborcji ponad 22 tys. dzieci. W wielu wypadkach decydujące znaczenie miała jej osobista rozmowa z zagubioną i zdesperowaną matką, dla której okazywała się gwiazdą prowadzącą ją do odkrycia wartości i piękna macierzyństwa. Brak wzroku nie tylko nie był w tym przeszkodą, ale pomocą, bo ułatwiał zrozumienie i wczucie się w położenie zrozpaczonej kobiety.
Z pewnością wielu pragnie uchodzić za mądrych, ale trudno powiedzieć, ilu tak szczerze pragnie autentycznej mądrości.
Dzisiejsza Ewangelia ukazuje ją nam, obecną w konkretnych ludziach – trzech Mędrcach.
Kim jest mędrzec?
To najpierw ktoś, kto umie odczytywać znaki. Pan Bóg nie pozostawia nas bez drogowskazów. Wielu widziało gwiazdę, ale jedynie mędrcy ze Wschodu dostrzegli w niej przewodnika prowadzącego ku Zbawicielowi. Nie tylko dostrzegli, ale i wyruszyli we wskazanym kierunku. Mądrość bowiem nie ogranicza się do czystej teorii. Ona ją przekłada na język praktyki. Można o religii wiele wiedzieć i nią nie żyć. Mędrzec nie tylko odkrywa prawdę. On nią żyje.
Prawdziwa mądrość trzeźwo podchodzi do otaczającej ją rzeczywistości. A dowodem tej trzeźwości jest liczenie się ze złem. I tak oto każdy mędrzec, na drodze do Boga, spotyka jakiegoś Heroda, kogoś, kto go przypomina.
Groźną iluzją, a więc świadectwem głupoty, jest przeświadczenie, że skoro dążę do wielkich wartości, to będę poruszał się jedynie w świecie samego dobra. Jest właśnie odwrotnie. Bliskość najcenniejszych wartości sąsiaduje często ze złem. Tutaj, na ziemi, jest to rzeczywistość niejako oczywista z definicji. Widzimy to w życiu Pana Jezusa i wielu świętych. Pszenica rośnie razem z kąkolem – chwastem. Często tak pozostaje, aż do żniwa. Mądry człowiek musi się więc zmagać ze złem po różną postacią. Rzeczywistość walki wpisana jest w życie wiarą. Bliskość zła – mówiąc najprościej – dla kogoś, kto chce być mędrcem, jest możliwością dla rozkwitu cnoty.
Ostatnią częścią doświadczenia mędrca jest spotkanie nie tylko z wrogami Mesjasza, ale i ludźmi obojętnymi. A z Ewangelii wynika, że jest ich znacznie więcej. Jedynie Herod pragnie zabić Dziecię. Natomiast wszyscy inni nie są zainteresowani Jego narodzinami. Ani arcykapłani i uczeni, choć wiedzieli, gdzie należy szukać Mesjasza. Nie zadali sobie jednak najmniejszego trudu, pozostali w Jerozolimie. Do Betlejem nie poszli. Warto o tym pamiętać.
Wielu jest takich, którzy wymądrzają się na tematy wiary, ale żadnych uczynków nie podejmują. Wielu współczesnych i docenianych teologów, to duchowe miernoty. To dziwi i smuci zarazem. (Mniej dziwi, gdy sama ich teologia jest co najmniej dziwna…)
Lecz prawdziwy mędrzec w końcu osiąga swój cel. Spotyka Boga. Co więcej, w Jego obliczu potrafi się zachować, bo wie, że z Bogiem jest sprawa. Oddaje Mu pokłon i przekazuje najcenniejsze dary.
I znowu, wielu „dzisiejszych mędrców” niby wie, że z Bogiem mają do czynienia, ale klepią Go po plecach, jak kumpla. Nie widać z ich życia, że z Bogiem jest sprawa…
Być mędrcem
Lekcja dzisiejszej Ewangelii jest nadal aktualna. Bóg nie pozostawia nas bez znaków. Nie brak i dzisiaj takich gwiazd, wskazujących drogę do Boga, takich jak Paola Bonzi.
Trzeba jednak być mędrcem, aby je dostrzec i rozpocząć wędrówkę, w trakcie której należy liczyć się ze złem i morzem ludzkiej obojętności. To wszystko składa się na ogromny trud, a czasem cierpienie. Lecz u kresu człowiek mądry spotyka Boga, któremu, jako Bogu oddaje cześć i któremu umie ofiarować złoto swojej pracy, kadzidło wiernej modlitwy i mirrę poniesionych cierpień.
Chcemy uchodzić za mądrych? A może pozować na takich? Czy raczej być mądrymi w oczach Bożych, choć uznani za głupców oczach świata? Odpowiedzmy sobie sami…