Dzisiejsza Uroczystość nosi popularną nazwę Bożego Ciała. Najświętszy Sakrament to niewyobrażalna świętość i zarazem największy dostępny człowiekowi w życiu doczesnym Skarb. „Eucharystia jest szczytem religii katolickiej, najwyższą formą obcowania z sacrum”.
Eucharystia stanowi najwyższy przejaw Bożej mądrości, w przedziwny sposób decydującej się na obecność pod postacią zwykłego ludzkiego pokarmu. Lecz to także, najwyższy przejaw miłości Stwórcy. Owa miłość i mądrość udzielają się czcicielom Najświętszego Sakramentu. Wbrew dzisiejszej kulturze obrazu, pozwalają wznieść się ponad to, co dostrzegalne tylko gołym okiem. Co więcej „(…) Eucharystia przymnaża miłości przyjmującemu ją człowiekowi – tak, iż staje się on zdolny odpowiedzieć na nieskończoną Miłość Boga swoją miłością”.
Czy ten wyraz nauczania Kościoła, tego co mówimy o Eucharystii znajduje odbicie w praktykowaniu tej wiary? Mówiąc inaczej: czy ktoś patrząc na nas katolików i to co mówimy o tej tajemnicy mógłby się o tym przekonać, że jest to prawda, że tak wierzymy?
O tradycyjnej teologii Eucharystii można by wiele mówić. Najważniejsze jest jedno: Ciało Chrystusa w Przenajświętszym Sakramencie pozostaje prawdziwie obecne – zarówno po Konsekracji, jak i już po zakończeniu Mszy. Głosił to Sobór Trydencki, a powtórzył to choćby Paweł VI w ważnym dokumencie Mysterium fidei. Lecz mówił o tym przecież sam Chrystus w Wielki Czwartek.
Tymczasem w drugiej połowie XX wieku, na fali źle rozumianego entuzjazmu posoborowego, pojawiły się próby zmiany znaczenia odwiecznej nauki. Przykład szczególnie doniosły: Katechizm holenderski z 1966 roku. Gdzie jego twórcy stwierdzili, że podczas konsekracji dochodzi do zmiany celu i znaczenia Hostii, która rzekomo przestaje być pożywieniem podtrzymującym życie cielesne i jest od tej pory wyłącznie pokarmem służącym życiu duchowemu. Człowiek bez wykształcenia teologicznego nawet nie wyłapie tego, że ta pozornie głęboka intelektualnie teoria oznaczała de facto krok wstecz w stosunku do wcześniejszego nauczania.
Tego typu zmiany doktrynalne, jakkolwiek odrzucone przez władze Kościoła, nie pozostały bez konsekwencji. Jedną z nich okazało się porzucenie praktyki adoracji Najświętszego Sakramentu.
Jeśli uznaje się Ciało Chrystusa jedynie za symbol, to oddawanie Mu czci poza liturgią traci sens. Trudno oddawać hołd metaforze. Do odejścia od adoracji na zachodzie przyczyniła się ogólna pogarda dla pozaliturgicznych form pobożności. W efekcie rzadko dochodzi do wystawienia Hostii, do adoracji, rzadko odprawia się podobne nabożeństwa.
Post eucharystyczny skrócono tak mocno, jak tylko możliwe. Jeszcze na początku lat 50. minionego wieku wstrzemięźliwość od pokarmów obowiązywała od północy do momentu przyjęcia Komunii. Pius XII skrócił ją do 3 godzin. Obecnie dla zdrowych to zaledwie godzina.
Zmiany znalazły swój wyraz również w wystroju świątyń. Tabernakula, tradycyjnie powiązane z ołtarzem położonym na wzniesieniu, obecnie są spychane z dala od centrum, do bocznych kaplic – lub czegoś na kształt dystrybutorów. Tymczasem wszystkie kościoły, w tym najpiękniejsze katedry – klejnoty Christianitas – służyły przede wszystkim jako dom dla Eucharystii. Mówiono wręcz, że kościoły same się modlą. Kryzys architektury sakralnej to kolejna konsekwencja upadku czci dla Najświętszego Sakramentu.
Innym przejawem tego upadku jest postawa przyjmujących Komunię świętą oraz sposób, w jaki się to czyni. Są to bodaj najczęściej poruszane problemy związanym z upadkiem czci dla Najświętszego Sakramentu. Obecna w Kościele starożytnym praktyka udzielania Komunii świętej do rąk zanikła pod wpływem troski o należne poszanowanie Ciała Pańskiego. Przez wiele stuleci podawano je wiernym wyłącznie do ust. Jednak 29 maja 1969 roku watykańska Kongregacja do spraw Kultu dopuściła przyjmowanie Komunii świętej na rękę w przypadku wyrażenia takiej woli przez co najmniej 2/3 składu Episkopatu danego kraju.
Nie była to jednak inicjatywa Watykanu, lecz odpowiedź na samowolną praktykę stosowaną w Holandii, Belgii, Francji czy Niemczech. Tam, gdzie się to zaczęło, już nie ma dziś kogo komunikować i dla kogo odprawiać mszy św. Całkowicie niemal zanikła wiara w Eucharystię…
Ale znaleźli się tacy, którzy widzieli w tym nie kilka kroków wstecz, ale postęp… I oto Episkopat Polski z własnej inicjatywy wystąpił do Stolicy Piotrowej o ewentualność w dopuszczeniu udzielania Komunii na rękę, w 2004 roku. Prośba, list intelektualistów polskich (wielkie nazwiska), aby tego nie robić został potraktowany milczeniem… No jakże to! Świat idzie z postępem, my Polacy nie możemy być gorsi!
Do roku 2020 z rzadka, gdzie nie gdzie, „postępowcy liturgiczni” optowali za tą formą, ale praktycznie pozostawała ona obca w naszych kościołach. Tzw. Pandemia stała się okazją upowszechnienia tej formy, jako bardziej bezpieczna. Tylko czy któryś z biskupów zlecił takie badania w tym kierunku? Czy na podstawie własnego „wydaje mi się” uznał, że tak bezpieczniej? Czy bezpieczniej dla Pana Jezusa? …. Badania, podjęte z inicjatywy samych lekarzy z polski i innych krajów, dowodzą czegoś całkowicie innego!
Znacznie bardziej rozpowszechnione i już dużo wcześniej w naszym kraju stało się przyjmowanie Najświętszego Sakramentu w pozycji stojącej. Tymczasem istnieją poważne argumenty przemawiające za powrotem do – nadal obecnej w niektórych świątyniach – praktyki Komunii w pozycji na kolanach. Jest to oczywiście trudniejsze, tym trudniejsze, że polikwidowano balaski, które były cechą charakterystyczną katolickich świątyń. W samym Piśmie Świętym spotkamy wiele przykładów klękania, a nawet padania na twarz przed Bogiem. Ale czy może to dziwić? Skoro w Najświętszym Sakramencie obecny jest także prawdziwy Bóg i Człowiek, to jedyną odpowiednią wydaje się postawa klęcząca.
Kolejne nadużycie wiąże się z zanikiem używania paten chroniących Hostię przed upadkiem na ziemię. Obecnie tych paramentów używa się coraz rzadziej. Niekiedy jednemu kapłanowi towarzyszy ministrant z pateną, a drugiemu już nie. Często nie wynika to ze złej woli, lecz braku ministrantów, ale obiektywnie mamy do czynienia z pewną nonszalancją w podejściu do największego skarbu naszej wiary i tego, że nawet w najmniejszej okruszynie jest obecny Pan Jezus…
Te braki należnej czci dla prawdziwej obecności Pana Jezusa w Mszy świętej wiążą się w dużej mierze z kryzysem kapłaństwa. Bo przecież to ksiądz, w odróżnieniu od świeckiego, ma moc dokonywać konsekracji. Tymczasem, w duchu egalitaryzmu i źle pojętej wspólnotowości, zapomina się o tej podstawowej prawdzie.
Deprecjonowanie kapłaństwa prowadzi do zaniku powołań, a w konsekwencji do rozpowszechniania instytucji świeckich szafarzy Eucharystii. A to, zgodnie z logiką, skutkuje dalszą erozją pojmowania kapłaństwa i z pewnością zniechęca potencjalnych kandydatów do seminarium. Rola księdza wydaje się nieatrakcyjna, skoro to samo „może” czynić świecki.
Jeszcze innym ciosem i wypaczeniem wymierzonym w Eucharystię jest forma czynienia z niej radosnej imprezy… Takie „radosne” rozumienie Ostatniej Wieczerzy kłóci się z faktami. Ten „kulminacyjny akt miłości Boga” do człowieka miał historycznie charakter wręcz tragiczny. Ostatnie Wieczerza „odbywała się w przeczuciu, że oto Bóg zostanie zabity. W cieniu zdrady. Pan Jezus podczas owej wieczerzy przeżywał już rozterkę, którą osiągnie szczyt w Ogrójcu, kiedy to na ciele Boskiego Mistrza wystąpi krwawy pot. Sztuka chrześcijańska zawsze przedstawiała Ostatnią Wieczerzę jako wydarzenie tragiczne, nigdy jako radosną biesiadę”. CO tymczasem dzieje się dzisiaj w kontekście niejednej mszy św.?
Kochani!
Najświętszy Sakrament to Wielkość ukryta pod niepozornymi „przypadłościami” drobnego chleba. Cześć dla Niego wymaga zdolności wzniesienia się ponad świat zmysłów. Tam, gdzie duchowy ślepiec dostrzeże jedynie kawałek chleba, wierny rozpozna największy Skarb.
Duchowa ślepota to problem wielkiej liczby współczesnych ludzi. Uwięzieni w świecie zmysłów, niczym kajdaniarze w platońskiej jaskini, nie dostrzegają światła Prawdy. Prawdy mieszkającej na ziemi i niepozornie ukrytej w Tabernakulach. „Świat” dostrzegający jedynie to, co wielkie i wspaniałe na pierwszy rzut oka, nie potrafi uczcić Hostii, podobnie jak nie potrafi uszanować dziecka poczętego. Ono także stanowi wielkość ukrytą w małości. Jednak, skazuje się je tak często na śmierć, gdyż nie wygląda tak jak dorosły. Miliony mordowanych dzieci poczętych i profanacje Hostii to symptom tego samego zła: upadku cywilizacji chrześcijańskiej.
Na koniec tej refleksji powtórzę więc pytanie z początku: czy ktoś patrząc na nas katolików i to co mówimy o Eucharystii mógłby się przekonać, że jest to prawda, że rzeczywiście tak wierzymy? Że pośród nas jest Żywy i Prawdziwy Bóg – Jezus Chrystus?