W tym rozważaniu pragnę zwrócić uwagę na konsekwencje łaski uświęcającej w naszym życiu oraz konsekwencje jej braku. Na zasadzie przeciwieństw łatwiej uchwycić to, co zasadnicze i najważniejsze dla zrozumienia łaski uświęcającej. Każdy czyn człowieka pozostającego w łasce uświęcającej posiada wartość wieczną. Mogą to być najprostsze dobre czyny, jak dobre słowo, wszelka życzliwość skierowana do drugiego człowieka, każdy gest miłości. Przez każdy taki dobry czyn wzrasta ludzkie serce.
Dostrzeżenie tej prawdy ma wielkie znaczenie praktyczne. Ludzie, którzy żyją w łasce uświęcającej, przez każdy dobry czyn, a w ciągu dnia takich czynów spełniają dziesiątki, a może setki, ustawicznie rozwijają i doskonałą życie nadprzyrodzone.
Często mówi się w takiej sytuacji o zasłudze za dobre uczynki. Wyrażenie to jest słuszne, lecz tylko wówczas, gdy przez „ zasługę” rozumie się stopień dojrzałości serca, a nie tylko „konto” zdeponowane w banku nieba. Chodzi tu bardziej o wskazanie wielkości szczęścia, w jakim człowiek będzie uczestniczył, a to zależy od stopnia dojrzałości. Im większa jest miłość, tym bardziej człowiek czeka na samą osobę kochaną, a nie na podarunki z jej ręki. Obecność osoby kochanej jest nagrodą, jest szczęściem. Ten, kogo kochamy może przyjść nawet z pustymi rękami, byle tylko sam był blisko. Nie czekamy na bogactwo jego kieszeni.
Podobnie człowiek, który kocha Boga, nie czeka na Jego dar, na bogactwo Jego niebieskich magazynów. Ponieważ sam Bóg jest najwyższą nagrodą, sam Bóg, Jego obecność. Niestety, nam bardzo często, w myśleniu o niebie, zawadza skupianie się na tym, co od Boga otrzymamy i równie często zbytnio materializujemy niebo. Ale może będzie okazja o tym powiedzieć kiedy indziej.
Jeżeli człowiek spełnia dobre uczynki lecz bez łaski uświęcającej, otrzymuje od Boga nagrodę, po sprawiedliwości, ale tu, na ziemi, bo nie może jej otrzymać w wieczności. Jest to zupełnie zrozumiałe, ponieważ jego dobre czyny nie mają żadnego wpływu na rozwój życia Bożego, którego w sercu nie ma…
Sucha tyka, sucha gałąź, może podtrzymać gałąź żywą, uginającą się od pięknych owoców, ale sama nie wyda żadnego owocu. Spełnia dobry czyn, ale nie uczestniczy w życiu owocującego drzewa. Mówi o tym św. Faustyna w swoim Dzienniczku, kiedy przytacza słowa Pana Jezusa, a są to tragicznie brzmiące słowa, które mówią o tym, że jeśli dusza trwa w uporze i nie nawraca się, to w końcu Pan Bóg, po wszystkich upomnieniach, daje jej wszystko już tutaj, w życiu ziemskim, bo innej nagrody dla niej nie będzie. Tak więc zbytnie powodzenie, przy zatwardziałości wobec Boga może być tragicznym symptomem obierania nagrody na ziemi…
Jakie są konsekwencje utraty łaski uświęcającej? Tracimy ją przez grzech śmiertelny. Chodzi o świadomie i dobrowolnie podjęty czyn, który jest sprzeczny z Bożym prawem. Gdy nawiążemy do obrazu wzrastającego zboża, czy obrazu winnej latorośli, to chodzi o zerwanie. Grzech ciężki to jakby ścięcie niedojrzałego kłosa, niedojrzałej gałązki. (J 15 rozdz.)
Drugi skutek grzechu śmiertelnego, to niewiara stopniowo wsączająca się w człowieka. Ona niszczy w człowieku odporność na działanie zła. Źdźbło zboża niby stoi, ale usycha i nigdy nie dojrzeje. Odkrycie tej formy grzechu jest niezwykle trudne. Łatwiej dostrzec pojedynczy czyn niszczący życie niż stopniowo sączącą się w sercu niewiarę. Człowiek po utracie łaski uświęcającej może nadal czynić dużo dobra i sprawiedliwy Bóg wynagradza te dobre czyny, ale, jak zaznaczyłem, nagradza tylko w życiu doczesnym. Tego dobra On sam nie może przenieść w wieczność.
Człowiek po grzechu śmiertelnym może być dobry, ale nie jest święty. Dlatego gdybyśmy odkryli, czym jest grzech ciężki, to ani minuty nie chcielibyśmy pozostawać w nim, wiedząc, że w perspektywie wiecznej jest to bezpowrotna strata.
Przykładowo, człowiek w 25 roku życia traci łaskę uświęcająca przez wejście w życie w konkubinacie, czyli niezgodnie z Bożym prawem. Przez 50 lat żyje, czyniąc wiele dobra, ale ciągle bez łaski uświęcającej. I to jego dobro zostanie wynagrodzone przez Boga w życiu doczesnym, ale żaden z tych czynów nie ubogaca jego serca na wieczność. Jeśli po 50 latach nawraca się do Boga, to w tym momencie dopiero rozpoczyna rozwijać się jego życie nadprzyrodzone. To jest zboże, lub gałąź, które było złamane, po 50 latach zostaje ożywione przez sakrament pokuty i od tego momentu znów rośnie. Dla wieczności zostaną zachowane pierwsze 24 lata przeżyte w łasce, bo wtedy serce rosło, następne 50 lat są bezpowrotnie stracone.
Warto, a nawet trzeba odkryć ten mechanizm, ponieważ chodzi tu o tajemnicę chrześcijańskiej mądrości, która przekłada się na sprawę najważniejszą, bo dotyczącą naszego zbawienia.
W przyrodzie takim obrazem duchowej śmierci może być zamrożenie. Jeśli organizm żywy zostanie zamrożony na 30 lat, to się nie rozwija. Po odmrożeniu może rozwijać się dalej. Grzech ciężki jest, w pewnym sensie, takim duchowym zamrożeniem człowieka. Jeśli w nim umrze, to już nigdy życie nadprzyrodzone się nie rozwinie. Jeśli przed śmiercią zostanie „odmrożony” dzięki łasce rozgrzeszenia, Bóg da mu szansę odrobić straty w czyśćcu i wzrastać w niebie na wieki.
Dlatego podziękujmy dziś Bogu za łaskę sakramentu pokuty. To jest jeden z największych cudów wskrzeszenia duchowego, przywrócenia człowiekowi łaski uświęcającej. Jest w tym niezwykła, niepojęta miłość Boga, który pochyla się nad uschłym źdźbłem zboża, przywraca mu życie, aby mogło wydawać owoc. To jest cud ponownego ożywienia ściętej gałązki winnego krzewu, aby mogła wydawać owoc wieczny. Za ten cud, za tę łaskę sakramentu pokuty nigdy nie potrafimy Bogu dość podziękować.
Kruche jest nasze życie łaski uświęcającej, łatwo może być zniszczone. Pewnie dlatego św. Paweł mówi o tym, że ten skarb przechowujemy w glinianych naczyniach, które tak łatwo pogruchotać przez grzech. Dlatego Bóg wiedząc o tym, ustanowił sakrament pojednania, wskrzeszenia, abyśmy mogli mimo błędów stale się podnosić i dorastać do szczęścia wiecznego.