Pytanie, chyba najbardziej podstawowe: Czy jest coś takiego jak minimum i maksimum katolika?
Niektórzy, na takie dictum ze zdziwienia przetarliby oczy i uszy…, no właśnie! Chyba zbyt rzadko zadajemy sobie w pełni uświadomione pytanie o to, co jest absolutnie konieczne, aby uważać się za praktykującego katolika – chrześcijanina, jak również o to, czy nie wypadałoby sięgać po więcej? Co jest tym minimum, a co może być maksimum życia wiarą? Czy w ogóle są postawione jakieś dolne i górne granice?
Temat, choć jest złożony, to w sumie dość prosty i właśnie chodzi o to, aby istotne sprawy uchwycić najprościej. W tym celu, jako tylko pewną pomocą, chcę posłużyć się szkolną skalą ocen, gdzie „jedynka”, jak dobrze wiemy, jest najgorszą oceną a „szóstka” najwyższą – maksymalną.
Zacznijmy jednak od ważnego pytania: czy jest jakaś norma lub normy, które określają nam, wierzącym, owo minimum i maksimum każdego katolika?
Tak. Są nimi przykazania kościelne. Lecz one określają tylko nasze katolickie minimum. Jeśli je zachowujemy otrzymujemy z naszych religijnych praktyk ocenę: 2 – nawiązując do wspomnianej, szkolnej skali ocen od 1 do 6 – czyli tzw. dopuszczającą, najniższą pozytywną! No to szok!!? Przecież to najniższa ocena umożliwiająca promocję do następnej klasy! Przypomnijmy: najniższa ocena pozytywna! Czy naprawdę nie jest więcej? Otóż to jest właśnie owe minimum, czyli dolna granica. Jeśli nie zachowujemy przykazań kościelnych, to jesteśmy poniżej tej „dwójki”, to znaczy zbliżamy się do „jedynki”…, czyli robi się niedostatecznie!!!
Dlaczego tak jest? Poniżej wyjaśnię, lecz najpierw przypomnijmy sobie przykazania kościelne w najnowszym obowiązującym brzmieniu:
(klikając na wybrane przykazanie przeniesiemy się do szczegółów omówienia)
- W niedzielę i święta nakazane uczestniczyć we Mszy świętej i powstrzymać się od prac niekoniecznych.
- Przynajmniej raz w roku przystąpić do sakramentu pokuty.
- Przynajmniej raz w roku, w okresie wielkanocnym, przyjąć Komunię Świętą.
- Zachowywać nakazane posty i wstrzemięźliwość od pokarmów mięsnych, a w czasie Wielkiego Postu powstrzymywać się od udziału w zabawach.
- Troszczyć się o potrzeby wspólnoty Kościoła.
Tak oto mamy pięć przykazań, które w rzeczywistości niczego nie dodają do przykazań Bożych, a tylko uściślają ich najbardziej minimalne zachowywanie – zastosowanie, które jest absolutnie konieczne do zbawienia.
I. Weźmiemy „pod lupę” najpierw pierwsze z nich: W niedzielę i święta nakazane uczestniczyć we Mszy świętej i powstrzymać się od prac niekoniecznych.
Odwołuje się ono do 3 przykazania Bożego z Dekalogu: Pamiętaj, abyś dzień święty święcił! Chrześcijańskie spełnienie tego polecenia polega na uczestniczeniu w kulcie publicznym tego dnia (chrześcijańskim dniem świętym jest niedziela), czyli we mszy św. oraz nie wykonywaniu pracy, która może być zrobiona w innym dniu tygodnia.
Ale w przykazaniu kościelnym mowa jest jeszcze o tzw. świętach nakazanych, w których powinniśmy zachować tę samą zasadę świętowania, która obowiązuje w Dzień Pański. Takich świąt nakazanych, które mogą przypaść na inny dzień tygodnia, czyli poza niedzielą, mamy 6.
Poniżej aktualne Święta nakazane w Kościele Katolickim:
- Świętej Bożej Rodzicielki Maryi – Nowy Rok (1 stycznia);
- Objawienie Pańskie (6 stycznia);
- Najświętszego Ciała i Krwi Chrystusa – Boże Ciało;
- Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny – Matki Boskiej Zielnej (15 sierpnia);
- Wszystkich Świętych (1 listopada);
- Boże Narodzenie (25 grudnia);
Podsumujmy więc: zachowywanie niedziel i wymienionych świąt nakazanych, jest owym minimum, czyli taką „dwóją” – stopniem dopuszczającym, najniższym pozytywnym. Pytanie jak wspiąć się na wyższą ocenę? Otóż wcale nie tak trudno. Jeśli oprócz niedziel i wspomnianych świąt nakazanych zdarza nam się przyjść do kościoła i również w jakiejś mierze „świętować” w inne dni, „nienakazane”, to z całą pewnością wchodzimy na stopień wyższy, lecz powiedzmy dość ostrożnie „wyższy”: może na „dostateczny”? może nawet z plusem?! Mało satysfakcjonujące? Zagłębiamy się więc bardziej…
Dla jasności i porządku, warto sobie przypomnieć najważniejsze święta „nienakazane”. Wierni nie są obowiązani, aby w te dni uczestniczyć we mszy świętej i powstrzymywać się od prac niekoniecznych, jednak Kościół zachęca choćby do udziału w świętej liturgii również w te dni (nie są to te wszystkie dni, określone jako święta, ale wybrane „najważniejsze”):
- Ofiarowanie Pańskie / Matki Boskiej Gromnicznej (2 lutego)
- Uroczystość św. Józefa (19 marca)
- Uroczystość Zwiastowania Pańskiego (25 marca)
- Poniedziałek Wielkanocny (drugi dzień świąt wielkanocnych)
- Najświętszej Maryi Panny, Matki Kościoła
- Uroczystość Najświętszego Serca Pana Jezusa (piątek po oktawie Bożego Ciała)
- Uroczystość św. Piotra i Pawła (29 czerwca)
- Najświętszej Maryi Panny (8 września)
- Święto Podwyższenia Krzyża Świętego (14 września)
- Święto Matki Bożej Bolesnej (15 września)
- Wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych – Dzień Zaduszny – (to nie święto! – 2 listopada)
- Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny (8 grudnia)
- Boże Narodzenie – św. Szczepana (tzw. drugi dzień świąt – 26 grudnia)
Również zgodnie z tradycją, zaleca się uczestniczenie we Mszy Św. w święta patronalne patronów Polski: - Uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski (3 maja)
- św. Wojciecha, biskupa i męczennika (23 kwietnia)
- św. Stanisława, biskupa i męczennika (8 maja)
- św. Andrzeja Boboli, kapłana i męczennika (16 maja)
- św. Stanisława Kostki, zakonnika, patrona młodzieży (18 września)
Czy można jednak więcej zdobyć? Osiągnąć coś wyżej na tej skali umownie przyjętych stopni? To oczywiste i jak najbardziej możliwe. Nikt w Kościele nie tylko nam nie wzbrania, ale znajdziemy całe mnóstwo zachęt i przynagleń, do bardziej zaangażowanego życia religijnego i gorliwego spełniania praktyk. Dlatego, jeśli ktoś chce osiągnąć więcej, to na pewno znajdzie czas i przyjdzie np. na msze św. i nabożeństwa różańcowe w październiku. Podobnie można czynić w maju, gdy czcimy Maryję w Litanii Loretańskiej lub w czerwcu, gdy czcimy słowami Litanii Najświętsze Serce Pana Jezusa.
A ponieważ te wymienione nabożeństwa i wiele innych odbywają się zwykle w kontekście mszy św., dlatego z pewnością możemy wzbijać się naszą wyższą gorliwością wzwyż, tych umownie przyjętych ocen, aż do „czwórki” lub nawet do „piątki”. Jeśli dodać do tego możliwość uczestniczenia w nabożeństwach wielkopostnych, takich jak Droga Krzyżowa i Gorzkie Żale. Jeśli uznać za oczywisty nasz udział w rekolekcjach parafialnych i innych nabożeństwach okolicznościowych (np. nabożeństwa fatimskie), to „piątka” – może nawet z „plusem” – murowana! A dlaczego jeszcze nie „szóstka”?
To znaczy, że można jeszcze wyżej? Znowu muszę potwierdzić: oczywiście! Przecież nikt nie zabroni nam nawet codziennego uczestniczenia we mszy św., choć pewnie nie dla wszystkich jest to możliwe z racji wykonywanej pracy czy innych powinności swego stanu. Lecz gdyby ktoś zdobył się na taką gorliwość, gdy płynie ona ze szczerego serca, z pragnienia spotkania z Bogiem, to niech lepiej oceni to sam Pan Bóg.
Szkolna skala ocen jest tylko pomocą i pewnym zobrazowaniem, które w odniesieniu do rzeczy i spraw duchowych wykazuje swoją niedoskonałość. Jednak to jedno staje się pewne: oddalamy się i to „nieskończenie” od tego, co jest wspomnianym „minimum”. Dla miłości, zwłaszcza do Pana Boga, trudno ustawiać jakąkolwiek, nawet najwyższą granicę w tym, co możemy Jemu dać i co Bogu naprawdę jesteśmy winni. Bo spełniając nawet maksimum, jesteśmy wobec Boga zawsze dłużnikami, a ta świadomość „osobistego długu” nie pozwala wynosić się nad innych i nie wbija nas w pychę.
Ciekawe odniesienie ta szkolna skala ocen, ale nie jestem pewna, czy tak śmiałabym oceniać swoje praktyki religijne. Mimo wszystko daje do myślenia.