„Pan mój i Bóg mój”
Patrząc w kalendarz moglibyśmy powiedzieć: Tydzień minął, odkąd Pan Jezus zmartwychwstał.
Choć wszelkie ramy czasowe Pana Boga nie obowiązują, bo On jest Panem czasu, a nie jest niewolnikiem swoich dzieł, to z całą pewnością respektuje to, co stworzył oraz swoje stworzenia darzy wielką miłością i wyrozumiałością.
Spotkał się ze swoimi uczniami i na wiele sposobów przekonał ich, że żyje. Jakimś trafem nie było Tomasza, wraz z innymi uczniami, którzy zamknęli się w Wieczerniku. Gdzieś błąkał się. Może były to sprawy ważne, jednak, ten najważniejszy moment, moment spotkania ze Zmartwychwstałym Panem Jezusem, przegapił. Nie dowierza więc świadectwu tych, którzy widzieli Pana. I oto mija tydzień, a oni nadal siedzą zamknięci w tym samym miejscu. Tym razem Tomasz jest z pozostałymi Apostołami. Pan Jezus przychodzi. Każe mu dotknąć swych ran. On onieśmielony wyznaje: „Pan mój i Bóg mój”.
Najmilsi! Jakże podobną sytuację mamy dzisiaj. Lecz patrzmy na ten Wieczernik, w którym wszystko się zaczęło. Ten sam, w którym w Wielkoczwartkowy wieczór widać było przez okna Golgotę. Teraz jest miejscem spotkania ze Zmartwychwstałym. Teraz w tym samym Wieczerniku, gdzie wszystko się zaczęło, rozbrzmiewają słowa Chrystusa: „Pokój Wam”. Tutaj spełniają się Jego słowa: „którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone”. W tym samym Wieczerniku będą się modlić i oczekiwać na Pocieszyciela, Ducha Świętego. Z niego wyjdą na cały świat, z orędziem Dobrej Nowiny. Jakże więc ważny ten Wieczernik i wtedy i dziś…
W naszym parafialnym Wieczerniku wszystko to się ponawia. Tu wyznajemy naszą wiarę w każdej mszy św. i cicho, w onieśmieleniu szepczemy słowa: „Pan mój i Bóg mój!”. W Wieczerniku dzieją się wielkie i święte Boże sprawy. Tutaj rodzimy się dla Kościoła. Z tego miejsca bije uświęcająca moc łaski Obecnego w Najświętszym Sakramencie Pana i Boga. W naszym Wieczerniku ponawia się Najświętsza, życiodajna dla nas Ofiara. Jakież to ważniejsze sprawy mogą być ponad to, co jest tutaj naszym życiem i zbawieniem?
Może to aż nazbyt przerysowane, ale poza Wieczernikiem świat jest w mroku, w beznadziei i w lęku. Świat jest we władaniu sił ciemności. Bo tak już jest, że człowiek w oderwaniu od Boga, w oderwaniu od tajemnic Wieczernika, skazany jest na tragiczny los. Sam zbawić się nie może.
Wielu w tym czasie polega tylko na swojej zapobiegliwości i swoim rozumie. Liczy się z faktami – a jakże! Ale o kościele myśli tylko, jako miejscu obrzędów, zwyczajów, liturgii, która w praktyce jest tylko symbolem. Trudno oprzeć się wrażeniu, że wszelkie deklaracje i słowa o nadprzyrodzoności pękły jak bańka mydlana w zetknięciu z tym korona-wirusem. Czy Pan Jezus stracił swoją moc? Czy słowa kapłana przed Komunią, że Ciało Pana jest lekarstwem dla ciała i duszy są pustą formułką?
Słyszymy dziś, jak wypadła konfrontacja z Panem Jezusem, tego twardo stąpającego po ziemi Tomasza, który liczy się tylko z tym, czego można dotknąć i zbadać, a kończy się litościwymi słowami Zbawiciela: „Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś? Błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli!”. Nie są to słowa pochwały! Zawstydzony Tomasz nie śmie wkładać ręki do boku Jezusowego, ani swoich, pewnie nie najczystszych palców, w Jego rany. Zbyt wiele szacunku ma do Pana i Boga, aby go sobie tak po-dotykać.
To też jest jakaś wskazówka, aby sobie nie być z Bogiem za pan brat, a tym mniej przy Komunii. Bo zdaje się większy u niektórych lęk przed wielce wątpliwym zarażeniem niż przed znieważeniem. [Oczywiście! Bo ks. Bp kazał… A inny kazał na klęcząco i do ust i wylano na niego wszelkie medialne pomyje… (Może warto byłoby poszperać ślęcząc w domu przed komputerem, jak to jest z tą komunią na rękę i skąd się to wzięło niestety, zalegalizowane w kościele protestanckie wiarołomstwo…)]
My, obecni w Wieczerniku, nie daj Boże, abyśmy mieli uważać się za lepszych, ale to my jesteśmy wezwani przez Pana Jezusa do przyjęcia daru pokoju i uradowania się jego obecnością wśród nas. To jest zawsze niezasłużony zaszczyt i z nikim nam porównywać się nie wolno..! Owszem może trudno wymazać nam z naszej świadomości wszelkie ludzkie doznania i przeżycia minionego czasu, ale dzięki Jezusowi Chrystusowi jesteśmy w stanie spojrzeć na wszystko z zupełnie innej perspektywy – bynajmniej nie ludzkiej, ale Bożej – z perspektywy, która niesie nadzieję, która przekracza bariery nie tylko przestrzeni, ale i czasu.
Może nie jednego Tomasza przyjdzie nam przyprowadzać z powrotem do parafialnego Wieczernika i przekonywać, że Pan Jezus żyje, jest i działa cuda tak samo, niezmiennie. Że w sakramencie pokuty odpuszcza grzechy. Że daje nam siebie w tajemnicy Eucharystii jako lekarstwo dla duszy i ciała, i jako pokarm na życie wieczne. Że nic się nie zmieniło, że trzeba tylko uwierzyć, zaufać bardziej Jemu niż komukolwiek innemu.
To jest też chyba ta najważniejsza część „orędzia miłosierdzia”, które przede wszystkim, przed miłosierdziem dla ciała, trzeba nam świadczyć nie tylko w najbliższym tygodniu, ale stale. Bo nasz świat się bardzo pogubił. Trwoga nad ciałem jest większa niż trwoga nad zbawieniem duszy. Bo wielu jest w nędzy doczesnej, ale jeszcze więcej tych w nędzy duchowej i coraz więcej wątpiących, którzy już postanowili sobie radzić po swojemu, patrząc na fakty Wielkiego Piątku – i to z oddali.
Pan Jezus żyje i pragnie nas nieustannie dźwigać z naszych upadków, umacniać, okazywać miłosierdzie i ku sobie pociągać.
My sami też zechciejmy jeszcze bardziej uradować się błogosławioną obecnością wobec Naszego Pana w sakramencie Eucharystii. Przyjmujmy Go z najwyższą wiarą, czcią i świętą bojaźnią, stale napominając samych siebie, że to Dóminus meus et Deus meus! – Pan mój i Bóg! Bo błogosławieni, którzy nie widzieli a uwierzyli..
Pan mój i Bóg mój Pan mój i Bóg mój Pan mój i Bóg mój Pan mój i Bóg mój