Każdy człowiek, w większym lub mniejszym stopniu ma problem z pychą. Kiedy przychodzi zastanowienie nad tym grzechem głównym, to wraz z nim pytanie: jak walczyć z pychą? Oczywiście przychodzi wtedy do głowy to, co jest jej przeciwieństwem, czyli pokora. Ale droga do pokory nie jest wcale krótka i łatwa. To nie jest proste uznanie siebie na zasadzie: ok! będę uniżony, będę zawsze na końcu, nie będę się wystawiał, wychylał, itd. Nie jest to tylko prostym postanowieniem
Droga do autentycznej pokory wiedzie bardzo często przez postawę wdzięczności. Można by więc powiedzieć, że skutecznym środkiem do walki z pychą, jest wdzięczność: po pierwsze wobec Boga, a po drugie wobec drugiego człowieka. Więcej: postawa wdzięczności wobec wszystkich sytuacji, które ustawiamy tak, aby były dla nas, jako część Jego planu… Człowiek, który ma taką optykę na życie, nawet w sytuacjach trudnych, kryzysowych potrafi być wdzięczny, bo wie, że jest to szansa na duchowy wzrost.
Wobec Pana Boga, kulminacyjnym momentem składania tego dziękczynienia jest Eucharystyczna Ofiara Pana Jezusa, która zawiera w sobie wręcz paradoks tej postawy dziękczynienia „…O jakże błogosławiona wina, skoro zgładził ją tak wielki Odkupiciel…”. Jak wyśpiewuje Kościół w Orędziu Wielkanocnym. Eucharystia = dziękczynienie….
Trzeba ogromnie dużo dojrzałości, zanim człowiek odkryje, że cały wspaniały świat razem z człowiekiem jest bardzo dobry. Nie był, lecz jest bardzo dobry, jest wspaniały, jest zdumiewająco piękny. Trzeba to odkrywać szczegół po szczególe. Kiedy autor natchniony opisuje szczegóły, mówi, że są dobre, ale kiedy mówi o całości, stwierdza, że jest bardzo dobra. Piękno harmonii całości jest o wiele wspanialsze, aniżeli piękno jednego szczegółu. Św. Augustyn, który wielokrotnie komentuje opis stworzenia świata, powiada, że piękna jest ręka, ale bardzo piękna jest dopiero wtedy, kiedy zobaczymy ją w całym ciele; że piękne i niezwykle ciekawie jest zbudowane oko, ale bardzo piękne jest wtedy, kiedy zobaczymy jego funkcję w całym ciele. Dopiero ten, kto potrafi spojrzeć na całość, dostrzeże, że dzieło Boga jest dobre i piękne. Umiejętność dostrzeżenia wielkiego dzieła Bożego świadczy nie tylko o dojrzałości człowieka, ale o wysokim stopniu jego religijności. Wtedy dopiero człowiek zaczyna autentycznie dziękować. To wtedy właśnie odkrywa, że np.: trzydzieści, czterdzieści czy pięćdziesiąt lat korzystał ze słońca, a nigdy nie dziękował za to wspaniałe źródło energii.
Taki człowiek stopniowo odkrywa bogactwo własnego życia. Dziękuje za rodziców, za dom, za serce matki, serce ojca. Bywa czasami, że te wspomnienia rodzinne mogą być smutne, ale bogactwo domu, bogactwo lat, które są za nim, jest tak niesamowicie wielkie, że to, co było niedoskonałe, jest stosunkowo maleńkim procentem drogocennej całości. Zło – zarówno moralne jak i osobowe – próbuje nas zatrzymać przy tym, co bolesne, co słabe, przy tym, co nas zraniło. Ale kiedy się obiektywnie oceni swoje życie, serce natychmiast zaczyna śpiewać Magnificat za miliony darów, jakie składają się na każdy rok naszego życia.
Dziękczynienie jest potrzebą ludzkiego serca, człowiek staje się prawdziwie szczęśliwy dziękując, dostrzegając bogactwo Bożych darów i umiejąc za nie dziękować Bogu. Dlatego spotkanie przy ołtarzu jest zawsze dziękczynieniem. To jest spotkanie ludzi, którzy chcą Bogu dziękować. Przynajmniej raz w tygodniu chcą podejść do ołtarza, by świadomie dziękować za słońce, wodę, ziemię, chleb; za to, że nogi przyniosły ich do kościoła; za ręce, które pracują; za serce, które bije; za spotkanych ludzi, za każdą godzinę minionego tygodnia. Ale to wszystko to nic, bo przychodzimy, aby szczególnie podziękować za to, co Zbawiciel, Jezus Chrystus dla nas uczynił. To jest najważniejszy powód dziękczynienia!
Nawiążę znów do św. Augustyna, który pięknie ukazuje, na czym polega wdzięczność chrześcijanina. On odkrył nie tylko bogactwo darów, jakim jest wspaniały wszechświat, ale odkrył również bogactwo miłosierdzia Bożego i Jego łaski wobec człowieka. Św. Augustyn powiada, że Pan Bóg stworzył wiele natur, które są poukładane w piękną hierarchię, to jest mniej więcej tak jak złoto, srebro, ołów. Wartość złota jest jednak większa niż srebra, wartość srebra większa niż ołowiu. Ale Bóg nie tylko stworzył różne natury, ale w każdej z nich ukształtował inne, wspaniałe arcydzieła. Przepiękny puchar ze złota jest podziwiany nie tylko z racji wartości samego kruszcu, ale i całego artyzmu, który nadał kształt bryle złota. Może się jednak zdarzyć, że wspaniały puchar ze srebra, jako dzieło sztuki, będzie setki czy tysiące razy bardziej wartościowy aniżeli nieukształtowana bryła złota.
Dlatego św. Augustyn powiada, że z rąk Pana Boga wyszły wspaniałe arcydzieła, a na dole był słaby człowiek, ze słabego materiału, ulepiony z ziemi, ale był Bożym arcydziełem. W pewnym momencie te wielkie arcydzieła ze złota odwróciły się od Boga i stopiły w bryłę, straciły nadany przez Boga kształt. Na tym polegał upadek anioła. Wprawdzie z punktu widzenia wartości „materiału” on ciągle jest o wiele więcej wart niż człowiek, bo człowiek jest z ziemi. Ale człowiek jako arcydzieło stworzone przez Pana Boga nie stracił swego piękna w sposób nieodwracalny. To jest Boży cud niepojętej łaski miłosierdzia. I właśnie dlatego, że Pan Bóg nie pozwolił na nieodwracalną stratę, jest wyniesiony ponad bryłę złota, w którą zmieniły się duchy niebieskie odszedłszy od Boga.
Gromadzimy się przy ołtarzu, aby podziękować Panu Bogu za to, że pochylił się nad nami, gdyśmy się rozsypali, i na nowo nas ukształtował. On chce nas przenieść do nieba, a w tym będzie również upokorzenie wszystkich inteligentnych duchów, które Nim wzgardziły. Jakby chciał powiedzieć: z ziemi jest to arcydzieło, ale będzie wyżej od was wszystkich, dlatego że Mi zawierzyło. To jest wielkość łaski.
„Wysławiam Cię Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom…”
My, którzyśmy doświadczyli miłosierdzia Bożego, a przez łaskę wiary odzyskali i udoskonalili swój kształt Bożego arcydzieła, mimo, iż z punktu widzenia natury jesteśmy zbudowani z taniego materiału, zostajemy przez Pana Boga wyniesieni ponad wszelkie stworzenie. Chrześcijanin, który to odkrywa i przeżywa, jest wdzięczny Bogu. On doskonale wie, że ciągle jest naczyniem glinianym i wystarczy jedno stuknięcie, by się rozsypał. Wie też, że trzeba Bogu podziękować za każdy dzień, jeśli w nim nie uległ zniszczeniu, bo zło ciągle próbuje nas rozbić. Człowiek, który to odkrył, chce spotkać się we wspólnocie, która myśli podobnie, i chce dziękować Bogu nie tylko za wspaniały świat, za wielkość darów, ale chce dziękować Bogu za Jego nieskończone miłosierdzie.
Kościół to wspólnota ludzi na ziemi, która ma oczy otwarte na wielkość Bożych darów i która ustawicznie śpiewa Bogu hymn dziękczynienia. To zadanie Kościoła zostanie na wieki. Przez wieczność będziemy wielbić Boga za miłosierdzie i łaskę nam wyświadczoną.
W jednej z prefacji na dni powszednie okresu zwykłego znajdujemy takie słowa: „…nasze hymny pochwalne niczego Tobie nie dodają, ale się przyczyniają do naszego zbawienia…”. Jest w tym głęboka myśl o tym, że powinniśmy dziękować Bogu i Go wychwalać, jeśli pragniemy być zbawieni…
Spotkanie przy ołtarzu to wielka pieśń dziękczynna wielbiąca Boga. Czy można taką pieśń zlekceważyć, opuścić, zaniedbać? Czy brak tej pieśni nie jest znakiem wygasającej wiary, ślepoty człowieka, odejścia od Kościoła i Boga? Wielką pychą byłoby sądzić, że coś zawdzięczamy tylko samemu sobie, że nie musimy Bogu dziękować, wychwalać Go i uwielbiać. Niestety, często Ci, którzy rezygnują z uczestniczenia we Mszy św., rezygnują tym samym z tak ważnego obowiązku, powinności wobec Pana Boga. Gdyby się nad tym głębiej zastanowić, to okazuje się, że u podstaw tej postawy leży pycha.