W tym rozważaniu zatrzymany się nad brakiem odwagi, czyli nad tym czym jest tchórzostwo i zuchwalstwo – brak odwagi lub jej nadmiar.
Na początku zwracam uwagę na to, że w praktyce trzeba odróżniać lęk od tchórzostwa. Uczucie lęku jest, jak nam wiadomo, darem Boga. Uwrażliwia ono człowieka na niebezpieczeństwo; dlatego nie należy się lęku wstydzić i nie należy się go wypierać. Ponieważ mamy do czynienia z uczuciem, lęk oddziałuje na nasz organizm. W godzinie strachu zakłócona jest praca serca, funkcja oddechu, uginają się pod nami kolana, cały człowiek potrafi drżeć. Proszę dokładnie odczytać tekst Ewangelii mówiący o zachowaniu się Chrystusa po Jego wejściu do Getsemani. Jezus drży ze strachu. Jest to bardzo dobre studium, w którym Chrystus ukazuje, że strachu nie należy się wstydzić. Trzeba się z nim liczyć. Ponieważ Jezus jest człowiekiem, uczucie strachu nie jest Mu obce.
Czymś innym jest tchórzostwo. Czy zatem jest? Nieumiejętnością opanowania strachu. Tak wielką, że prowadzi ona do łamania Bożego prawa. Mogą się zdarzyć sytuacje, w których człowiek stchórzy, nie opanuje strachu i wycofa się. Ale po pewnym czasie lęk opanuje, wróci, podejmie zadanie i wykona je. Odwaga jest umiejętnością opanowania strachu.
Jeżeli strach ma stały wpływ na wolę, staje się wadą. Tchórzostwo zatem jest wadą i dyktuje ono człowiekowi wszystkie decyzje. Strach paraliżuje rozum i wolę. Trzeba dodać, że jest on zaraźliwy. Szybko można innych zarazić swoim strachem. Wtedy powstaje w środowisku atmosfera paniki. Uruchomiona zostaje psychika tłumu. A działanie ludzi w panice może być z punktu widzenia społecznego niezwykle szkodliwe.
Analiza mechanizmów lęku prowadzi nas do odkrycia sposobów działania pokusy. Zło dość często atakuje ludzi przy pomocy strachu. Nie ma ono bezpośredniego dostępu do naszego rozumu i do naszej woli, ma natomiast dostęp pośrednio poprzez uczucie i pożądanie. Ma zatem także dostęp przez uczucie strachu. Zło potrafi przerazić człowieka. Jeśli człowiek odrzuci pokusy, które w formie przynęty mają służyć jego zniewoleniu, zło wtedy posługuje się strachem. Mówi o tym Ewangelia. Pan Jezus odrzuca pokusy na początku swej publicznej działalności; pod koniec zło próbuje Go przerazić. W Getsemani ukazuje Mu siłę strachu.
Człowiek obawia się utraty tego, co posiada. Chrystus traci nawet swoją suknię, jest ze wszystkiego ograbiony. Traci nawet dobre imię, zostaje zaliczony do złoczyńców. Jeżeli pojawia się strata, człowiek zaczyna się lękać. Zło często chce człowiekowi odebrać to, co on posiada; albo grozi, że mu to zabierze. Wtedy ze strachu człowiek często ustępuje i rezygnuje z wielkich wartości.
Drugim motywem jest bojaźń przed cierpieniem. Pokusa odsunięcia cierpienia. Kiedy istnieje możliwość wyboru: wierność wielkim wartościom za cenę cierpienia, niejeden człowiek rezygnuje z wartości, aby nie musiał cierpieć. Chrystus wiedział, co Go czeka, czuł, jak okrutna będzie śmierć na krzyżu. Przeżywał lęk przed cierpieniem.
Trzecim motywem jest lęk przed śmiercią. Lęk przed umieraniem.
Powiedzmy zatem otwarcie, że wielu ludzi rezygnuje z wartości religijnych i moralnych właśnie ze względu na strach. Jest to wyjątkowo groźna pokusa. Obyśmy nigdy nie wydawali wyroku na człowieka, który zachował się tak czy inaczej dlatego, że działał pod wpływem lęku.
Lęk każdy przeżywa inaczej, dlatego nie potrafimy pod tym względem zrozumieć drugiego człowieka. Stopień strachu jest u każdego człowieka inny. A sam człowiek, który z powodu tchórzostwa popełnia grzechy, najgłębiej nad tym boleje. Żaden inny czyn tak nie upokarza człowieka, jak właśnie ten, w którym mu zabrakło odwagi. Lęk potrafi nawet w dużej mierze ograniczyć odpowiedzialność. Dlatego straszne w naszym rozumieniu czyny nie zawsze są dokonywane z pełną odpowiedzialnością. Lęk ma na ludzi duży wpływ. Wiedząc o tym, jeszcze raz odkrywamy wagę słów Chrystusa: Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni.
Czyny popełnione z racji tchórzostwa są grzechem; podobnie jak i rezygnacja z czynów dobrych z powodu braku odwagi również jest grzechem. Rachunki sumienia rzadko stawiają pytanie, ile razy stchórzyłeś; ile razy ze strachu uczyniłeś zło? Trzeba przy konfesjonale wyznawać grzechy wypływające z tchórzostwa. Trzeba się do nich przyznać, gdyż jest to pierwszy krok w kierunku zdobywania odwagi.
Na przeciwległym biegunie tchórzostwa leży zuchwalstwo. Polega ono na nieliczeniu się z niebezpieczeństwem. Ta wada ma dwa źródła. Ktoś jest kaleki i dlatego brak mu lęku, bowiem pozbawienie człowieka uczucia strachu jest kalectwem. Taki człowiek potrafi podejmować dzieła, w których niebezpieczeństwo utraty życia jest olbrzymie. Często niepotrzebnie naraża siebie i innych.
Drugim źródłem zuchwalstwa i brawury jest próżność. Jest to szukanie okazji do wyniesienia siebie w górę. Wypływa ono z pychy. Brawurowe działanie podejmowane jest tylko po to, aby człowieka oklaskiwano. Kaskaderzy, jeśli nie są zawodowcami, bo jest to profesja, w wielu wypadkach mogą się kierować właśnie taką motywacją. Na co dzień owa próżność przejawia się najczęściej w trwaniu z uporem przy swoim zdaniu. Próżny nie chce ustąpić, nie może się uznać za pokonanego, musi mieć rację. Wie, że jej nie ma, a i tak będzie udawał, że ją ma. Próżność jest także chorobą.
Antynomią próżności, wybijania się jest małoduszność. Wspomniałem, że wielkoduszność jest odwagą; podejmujemy dzięki niej dzieła, które nas w jakiejś mierze przerastają, ale do których możemy dojść. Ponieważ Bóg traktuje nas bardzo serio i odpowiedzialnie, chce, abyśmy wzrastali. Ciągle zatem daje nam zadania, które nas jakby nieco przerastają. Bóg daje człowiekowi buty zawsze o dwa numery za duże, chce, aby się człowiecza noga rozwijała. Początkowo chodzi się w tych butach niewygodnie; ale człowiek, godząc się na ambitne zadanie, wzrasta. A kiedy dorośnie, Pan Bóg najczęściej daje mu znów większe buty. Wielkoduszność jest umiejętnością podejmowania zadań, które przy maksymalnym wysiłku potrafimy wykonać; te zadania stają się stopniami wiodącymi do wzrostu.
Małoduszność jest przeciwieństwem cnoty wielkoduszności. Człowiek małoduszny ocenia siebie niżej, niż tego w rzeczywistości jest wart. Ma dziesięć talentów, ale uważa, że ma ich tylko pięć i dlatego rezygnuje z zadań, które mógłby spokojnie wykonywać. Ludzie małoduszni są z reguły pyszni. Jeden pół roku jęczał, że się do czegoś tam nie nadaje. Na pytanie: A do czego się nadajesz? – odpowiedział: – Do zamiatania ulicy. – No to idź i zamiataj! – Nie pójdę, bo to mnie upokarza.
U podstaw małoduszności leży najczęściej pycha. Małoduszny lęka się kompromitacji; a nuż mu się nie uda; co wtedy powiedzą? Małoduszni krytykują wszystkich i wszystko, sami nie podejmą zadania, gdyż boją się, że inni ich skrytykują.
Polski naród odznaczał się przez wieki wyjątkową odwagą. Była to polska cnota i w naszej tradycji ma swoje ważne miejsce. Obecnie odwaga zniknęła w wielkim stopniu z pola widzenia. Brakuje nam nawet często odwagi cywilnej potrzebnej do zabrania głosu, do opowiedzenia się po stronie pewnych wartości, do zajęcia stanowiska w dyskusji.
Najgroźniejszą chorobą braku odwagi jest dziś u nas małoduszność. Nie stać nas na ryzyko; nie stać nas na inicjatywę. A nie możemy czekać na decyzje odgórne. Działać trzeba w takich warunkach, jakie są, poczynając od dobrze ustawionego rodzinnego domu. To jest do zrobienia. Nikt nam w tym nie pomoże. Rodzinny dom wspólnym wysiłkiem możemy zorganizować dobrze. Wielu nie chce się tego podjąć, im właśnie jest potrzebna odwaga i wielkoduszność.
Trzeba mieć dużo odwagi, by przyjść do kościoła, by skłonić głowę i zgodzić się na to, że na tę głowę spadnie popiół. Oby nam tej odwagi nie zabrakło. „Prochem jesteś i w proch się obrócisz.” A równocześnie jesteś dzieckiem Pana Boga, jedynym, niepowtarzalnym w skali świata. Ukochanym dzieckiem Boga. Trzeba mieć dużo odwagi, by przyjąć jedną i drugą prawdę o sobie.
Niech spotkanie z Chrystusem na krzyżowej drodze będzie spotkaniem z Mistrzem, który uczy odwagi. W szkole Chrystusa na przestrzeni dwudziestu wieków wyrosło wielu bohaterów, zadziwiających świat. Jest to szkoła mądrej, ewangelicznej odwagi. Potrzebny jest tylko jeden krok; zapisać się do tej szkoły i zgodzić się na to, że Chrystus będzie naszym trenerem. Bóg, Kościół i naród szczególnie dziś potrzebują naszej odwagi.