Jak Bóg jest czczony dzisiaj?
Najmilsi! Po raz ostatni spotykamy się na mszy św. tradycyjnej. Za miesiąc mam być już w innej parafii. Dlatego dziś, na tej ostatniej mszy, powiem Wam kilka słów odnośnie tej mszy. Na pewno nie jest to coś, czego byście nie usłyszeli już wcześniej. Przecież wiemy doskonale to, że ta msza jest składaniem Panu Bogu najdoskonalszej ofiary. Nie ma niczego w zamian, co człowiek mógłby złożyć wobec Pana Boga, co mogłoby się równać ofierze Bożego Syna, Jezusa Chrystusa. To jest jedyna ofiara godna Niebieskiego Ojca…
Jak wiemy, w ST również patriarchowie a później kapłani składali Bogu ofiary i materialnie były one bardzo wielkie, ale to nie czyniły ich doskonałymi i skutecznymi. Jezus Chrystus, w doskonałym posłuszeństwie, jako Bóg i człowiek, jedną jedyną ofiarą Nowego Przymierza odkupił grzech człowieka i wyjednał nam Zbawienie. Na ołtarzach całego świata, katoliccy kapłani ponawiają i uobecniają tę jedyną ofiarę. O mszy św. powiedziano już wiele kazań. Powiedziano wiele o tym, czym różni się msza św., tzw. posoborowa, od tej tradycyjnej, w której uczestniczymy.
To nie jest wszystko jedno, jak Bóg jest czczony, jak oddajemy Mu należną chwałę i zadośćuczynienie…
Pan Bóg nam powiedział jak ma kult wyglądać. Zrobił to przez swojego Syna. Kościół przez wiele wieków wypracował i wydoskonalił ten kult. Jest nim msza św., która w czasach Papieża Piusa V doszła do doskonałości. Tak później czyniono przez wieki aż do czasów, kiedy po Soborze Watykańskim II zmieniono ten kult. Skutki tych zmian już znamy.
Papież Benedykt XVI, w 2007 r., w motu proprio Summorum Pontificum właściwie uświadomił nam, że msza św., którą Kościół sprawował przez wieki, a nazywana dziś potocznie, jako tzw. Msza trydencka, jest nadal i niezmiennie skutecznie najdoskonalszym kultem i czcią, jaką możemy oddawać Panu Bogu. Bo oddawanie Bogu chwały jest źródłem naszego uświęcenia. Oddawanie Panu Bogu chwały jest pierwszym i zasadniczym celem mszy św., a z nim łączy się ofiara przebłagalna za nasze grzechy. Papież przypomniał, a może niektórym uświadomił, że nie jest to żaden kult zakazany, jak niektórzy mniemali. Nie bierzemy więc udziału w czymś nielegalnym, zakazanym. Nawet jeśli msza jest odprawiana w bocznej kaplicy, po cichu, bardzo skromnie…
Każdy kapłan, na mocy papieskiego postanowienia, może tę mszę św. odprawiać o ile nie jest w jakichś karach kościelnych. Nikogo nie musi pytać o zgodę i pozwolenie na sprawowanie tej czcigodnej liturgii. Decyzja Papieża Benedykta XVI, przez wielu wiernych i kapłanów, którzy dotąd, tylko za specjalnym staraniem, na zasadzie indultu mogli cieszyć się tradycyjną mszą św., została przyjęta z wielka radością.
Niestety, nie wszyscy byli pełni entuzjazmu. Właściwie świat zawrzał gniewem i oburzeniem. Także świat katolicki. Względów było wiele, ale wiele z nich sprowadza się do tego, że „stary mszał” jest bardzo wyrazisty w wielu kwestiach, które dziś funkcjonują w teologii duszpasterskiej na sposób bardzo rozwodniony i dwuznaczny. „Stary mszał” mówi bardzo wyraźnie, że żydzi muszą się nawracać, że podobnie mają czynić heretycy i poganie. Stary mszał ma wielką czytelność w tym względzie. Panekumenizm posoborowy zadrżał w posadach…
„Stara msza”… A właściwie to ciągle młoda msza św., bo co niby miało się w niej zestarzeć? Jest to msza wszechczasów, msza po wieczne czasy, jeśli wczytamy się w papieską bullę Piusa V „Quo primum tempore”…
Ta msza, jak powiedział kiedyś ks. Śniadoch, ma w sobie kod DNA naszej cywilizacji chrześcijańskiej – łacińskiej. Ten kult jest niczym nie skażony. Ma w sobie ostrość wszystkich sformułowań. A jednym z problemów współczesności jest to, że gdy zaczęto reformować Kościół, przetrącono tę wyrazistość. Właściwie zrezygnowano ze wszystkiego, co charakteryzowało nas katolików, co wyróżniało nas wobec herezji wyrosłych na gruncie chrześcijańskim, zwłaszcza wobec herezji doby reformacji.
Przykro to powiedzieć, ale reforma liturgii była swoistym pasem transmisyjnym, który miał za zadanie przełożyć tzw. „nowe idee” – choć wcale nie powstałe na ostatnim soborze. One tliły się już w XIX w. Później zostały potępione jako prądy modernistyczne, ale na Soborze, a zwłaszcza po Soborze wykwitły. Wykwitły trucizną w tym, co stanowi serce naszej katolickiej wiary, w kulcie, w sprawowaniu „nowej mszy św.”. „Starej mszy” zakazywano. Dziś wiemy już, że nieprawnie. „Niepokornych”, nie poddających się reformie, wyrzucano poza nawias Kościoła. Wszyscy, którzy przyznawali się otwarcie do tego, byli niemal potępiani. Krytyczne głosy były uciszane. Przedsoborową liturgię ośmieszano. Wyszydzano jednak w istocie to, na czym wyrosło i karmiło się tylu świętych.
Reformatorzy byli niemal bezwzględni wobec „tradycjonalistów”, a wobec pojawiających się nadużyć w zreformowanej liturgii pozostawali stoicko obojętni… Czy to się skończyło? Otóż zmiana dzisiaj polega na tym, że tzw. „tradycyjni” są tolerowani (wg. starej definicji tolerancji). Trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że patrzy się na nas z ukrytym życzeniem, „aby ta stara zaraza się nie rozprzestrzeniała”…
W jakiej więc kontrze do „posoborowia” staje msza św. tradycyjna? Otóż najsilniej tradycyjna liturgia, tradycyjna doktryna zderza się z hołubioną dziś wolnością religijną, z ekumenizmem (wg. pojęć posoborowych) i z tzw. kolegializmem… to są te zatrute idee, wobec których jest chyba najwięcej krzyku. To jest pewne echo dobrze znanych nam masońskich idei wolności, równości i braterstwa…
Jeśli dziś chcemy wrócić do zdrowia duchowego, to niestety, ale nie ma innej drogi, trzeba wracać do ortodoksji w kulcie. Do prawowierności w kulcie. Powiem więcej, do ostrości w katolickim kulcie. Dlatego właśnie tradycja katolicka ma przyszłość. To w tradycji jest zdrowe myślenie. Tu nie ma miejsca na układanie się z jakimkolwiek zepsuciem. Msza św. dla duszy katolickiej jest sercem. Tutaj wszystko się zaczyna. Ten kult jest właściwie ustawiony w tradycyjnej mszy św. To nie mszę św. należało reformować, ale do niej, jak do kompasu ustawiać swoje życie i myślenie.
Dlatego, moi kochani, dobrze, że jesteście. Trzymajcie się tej mszy św. Już nie raz myślałem o tym, aby radykalnie postąpić i sprawować tylko tę mszę św., jak zrobiło to wielu kapłanów. Ale takim krokiem postawiłbym się poza nawiasem struktur diecezjalnych, bo z pewnością odebrano by to, jako sprzeciw wobec ostatniego Soboru i tego wszystkiego, co wykwitło po soborze. Niestety, ale takie jest myślenie w strukturach Kościoła. Żyję jednak nadzieją, że kiedyś stanie się to możliwe, jak Pan Bóg pozwoli dożyć. Póki co, odczytuję swoją obecną misję kapłańską, jako sposobność, aby przybliżać ludowi wiernemu ten wielki skarb, który z za łaską Bożej Opatrzności coraz wyraźniej, choć powoli odsłania swoje piękno i przez wielu jest na nowo odkrywany.
Nie martwmy się tym, że jest nas dziś jeszcze tak nie wielu. Bądźmy wierni. Szukajmy tych miejsc, gdzie jest sprawowana ta msza św. Przybywa z każdym rokiem kapłanów, którzy odkrywają skarb tej liturgii, tego doskonałego kultu Bożego.
Módlmy się w tej intencji, aby Pan Bóg wzbudzał takie powołania. Módlmy się o to, aby pozwolił nam ucieszyć oczy i uszy tą liturgią sprawowaną nie na sposób nadzwyczajny, ale na sposób zwyczajny w naszych kościołach. To wszystko, co jest dziś jakimś fałszem i „kultem człowieka” w katolickich świątyniach, jest skazane na wymarcie. Jestem o tym całkowicie przekonany – „dłużej klasztora niźli przeora.” To, co jest prawdziwie boże i święte, będzie żyć i rozkwitać. Tego możemy być pewni!
Daj nam Boże doczekać czasu, kiedy przy organach i śpiewie wiernych będzie i w tej świątyni rozbrzmiewać Twoja chwała w Najświętszej Ofierze. Amen.