Więcej
Najmilsi! Ujmując rzecz bardzo prosto, ten krótki fragment listu św. Piotra (1 P 3,8-15), który usłyszeliśmy w dzisiejszej lekcji, byłby nadto wystarczający, jako pewien wyznacznik do duchowego wysiłku i pracy nad sobą nie tylko na najbliższy tydzień, ale na rok, a może nawet całe życie. Są to wskazania tak konkretne i zarazem tak proste, że właściwie nie wymagają wielu słów komentarza.
Boże Słowo dzisiejszej Ewangelii zaś zawiera jeden bardzo charakterystyczny wyraz, przysłówek; „więcej”. Pan Jezus mówi: «Jeśli uczciwość wasza nie będzie obfitowała więcej niż uczonych w Zakonie i faryzeuszów, nie wejdziecie do Królestwa Niebieskiego».
To jest chyba aż nazbyt oczywiste, aby zrozumieć, że jeśli mamy wokół siebie ludzi dobrych, mamy starać się o “więcej”, to znaczy być jeszcze lepszymi. Jeśli inni kierują się zasadami uczciwości, to my powinniśmy być “więcej”, czyli ultra-uczciwi. Czyli zawsze mamy podciągać się wzwyż, a nigdy nie wolno nam usprawiedliwiać się kimś gorszym od nas. Tym bardziej, gdyby miało chodzić o letnich w wierze, żyjących gdzieś obok nas lub niewierzących.
To zupełnie zrozumiałe, że kierując się tą Chrystusową zasadą, choć wiemy, że nie ma czegoś takiego, jak podwójna moralność, czyli, że obowiązują nas te same normy, te same przykazania, to jednak spodziewamy się, że np. księża, osoby w zakonnych habitach, ci którzy są w bliskości ołtarza – służby Bożej – będą się wykazywać jakimś wyższym poziomem osobistej duchowości, nie mówiąc już o zachowywaniu norm moralnych.
Pamiętam z młodzieńczych lat, kiedy raz z kolegami znalazłem się w pewnym towarzystwie, które trudno byłoby uznać za budujące w dobrym, rzuciłem jakimś wulgarnym słowem, aby nie odstawać od innych i pokazać jaki jestem “obyty”. Lecz zamiast spodziewanego efektu, ktoś dużo starszy od nas wszystkich tam obecnych, od razu zwrócił na to uwagę i zawstydził mnie do samej głębi wypowiedzianą z wielkim zdziwieniem uwagą: „to ty, ministrant, lektor w kościele, tak się wyrażasz? Tego się po tobie nie spodziewałem…”
Zostało mi na całe życie, choć dziś nie pamiętam z całą pewnością człowieka, który do mnie to powiedział, ponieważ uczucie wstydu zdominowało mnie tak totalnie, że chyba nadpisało w pamięci wszystkie pomniejsze okoliczności.
Jest coś podobnego w odniesieniu do nas, jako wiernych tzw. Tradycji. Potknięcie jednego najczęściej rzutuje na wszystkich. Poprzeczkę wymagań i oczekiwań ustawiono nam wyżej, niż innym, choć przecież tak samo “wiernym szeregowym” Kościoła Katolickiego. Nie wspomnę już o księżach, bo refleksja, o identycznym znaczeniu, nasuwa się sama…
Dla ilustracji podam tylko jeden, lecz wciąż aktualny przykład.
Przychodząc do tej kaplicy na mszę, wielu z nas mija kościół parafialny. Zdarza się, że mijamy któregoś z księży, z parafii, który aktualnie zmierza do kościoła. Nie policzę już ile razy usłyszałem ja lub ks. Paweł uwagę od tych księży, że wierni z tzw. tradycji mijają księdza jak słup i przysłowiowe „ani me, ani be, ani kukuryku”. To, że inni parafianie, którzy przechodzą pomiędzy kaplicą a kościołem nic nie mówią, Boga nie chwalą ani nawet “dzień dobry” nie wypowiedzą nikogo z nich nie razi, ale że “wierni z tradycji” nie chwalą Pana Boga wobec katolickiego księdza, to już tak i to bardzo. Trudno w tym przypadku nie zgodzić się na słuszność tej uwagi…
A ileż razy wysłuchiwaliśmy zarzuty, że pośród naszych wiernych, skupionych wokół tradycji, są sedewakantyści… Ci sami, którzy to nam zarzucają oczywiście nie zauważają tego samego problemu w całym ogóle wspólnot katolickich także Novus Ordo, jak i jeszcze więcej, bo także i tego, że mamy dziś w Kościele różnorodność neo-jansenistów i neo-husytów i wielu jeszcze innych „neo-modernistów”… I co? To nie jest problemem?
(polecam przy okazji artykuł: Kto jest schizmatykiem?)
To problem jest z nami, “ekstremistami przed-soborowymi”? To nas trzeba do-katechizować? To na nas trzeba uważać? Przed nami trzeba być na baczności? Czy to my rzeczywiście i naprawdę jesteśmy zarzewiem problemów, które dziś rozkładają Kościół? Czy może raczej i najczęściej jesteśmy już tak zmęczeni kolejnym reformowaniem po dziesięćkroć zreformowanego, już tak zirytowani dziwactwami w swoich parafiach, że właśnie dlatego jesteśmy tu gdzie jesteśmy…?
Co by jednak nie powiedzieć, jesteśmy na tzw. widelcu, my, postrzegani słusznie lub niesłusznie w sposób elitarny i ustawieni wobec wyższej poprzeczki wymagań. Czy jednak temu mamy się dziwić? Można dziwić się całej dziwaczności tej sytuacji, ale nie temu, że od nas się więcej wymaga. No, jeśli ktoś tylko pozuje na doskonalszego niż jest, to w końcu się zmęczy pozowaniem bez względu na to, czy jest w tej kaplicy, czy wobec NOM, czy jest w sutannie czy zakonnym habicie. W końcu, jak w przysłowiu, kiedyś “szydło wyjdzie z worka”.
My, jako chrześcijanie nie mamy pozować, ale autentycznie być. Najgorszy rodzaj kłamstwa, to jest to, które zadajemy sami sobie, udając innych niż jesteśmy i spodziewając się za to uznania i nagrody. Nie wiadomo czy się śmiać czy płakać?
Każdy z nas ma co robić pod tym względem, aby nieustannie “podciągać siebie” ku cnotom, a dla innych być w tym nieudawanym przykładem. Mamy być bezlitosnym dla własnych wad, a wobec wad innych, okazywać niezmordowaną cierpliwość. Tego się po nas spodziewa świat i wciąż poddaje nas próbie…
Sługa Boży, Abp F.J. Sheen powiedział kiedyś: „Jeśli katolicy nie chcą być silni w swej miłości Chrystusa dla samego Chrystusa, niech chociaż będą silni ze strachu przed tym, że ich słabość mogłaby wywołać zgorszenie. Przykład złego katolika przywoływany jest najczęściej jako usprawiedliwienie zła. Dlaczego świat bardziej gorszy się złym katolikiem niż jakimkolwiek innym złem? Czyż nie dlatego, że jego upadek słusznie mierzony jest według wysokości, z której upadł?”
Dlatego musimy być “więcej”. Dlatego nasza sprawiedliwość musi być większa niż tych, do których chcielibyśmy się porównywać, aby sobie ulżyć.
By jednak nie kończyć negatywnym odniesieniem, przytoczę raz jeszcze ostatnie zdania z dzisiejszej lekcji: „Ale jeśli nawet i cierpicie dla sprawiedliwości, błogosławieni jesteście. A gróźb ich nie lękajcie się, ani nie poddawajcie się trwodze. Lecz Pana Chrystusa święćcie w sercach waszych”. Amen..