Czego pragnę i za czym tęsknię?

Udostępnij:

Pascal zapisał w jednym ze swoich dzieł następującą myśl:
Nasza wyobraźnia tak wyolbrzymia czas przez nieustanne o nim rozmyślanie i tak bardzo pomniejsza wieczność, przez brak rozmyślania o niej, że z wieczności nie robimy sobie nic, a z teraźniejszością wiążemy wszystkie nasze nadzieje i oczekiwania.
Jednym ze skutków grzechu pierworodnego jest przekonanie, że możemy zbudować raj na ziemi. Ludzie jeżdżą po świecie, zakładają i zostawiają rodziny, „robią kasę”, tracą zdrowie, życiem ryzykują, żeby tylko mieć raj tu – po tej stronie życia.
Dzisiejsza uroczystość przypomina nam, że nie tędy droga. Jezus nie przyszedł „remontować” zepsutego świata, ale ogłosił, że nadejdzie jego koniec.
Ratunek, z którym przychodzi Jezus, nie polega na „łataniu dziur”, ale na obietnicy nowego życia w królestwie Bożym, czyli tam, gdzie rządzi wyłącznie Bóg i gdzie obowiązują jedynie Jego prawa. To jest NIEBO, do którego Chrystus dziś wstępuje.
My pozostajemy na ziemi, w świecie, który jak wiemy będzie miał swój koniec. Ale jeśli wierzymy Jezusowi, musimy pamiętać o Jego słowach: „w domu Ojca mego jest mieszkań wiele…” (J 14, 2). Warunek wstępny jest taki, że to nam powinno zależeć, aby się tam znaleźć.
Poważną przeszkodą w pielęgnowaniu tego pragnienia są infantylne, bardzo materialne obrazy obrazy nieba, które nieraz wyniesione z dzieciństwa, skutecznie blokują duchowość wielu dorosłych już ludzi. Opowiadał kiedyś jeden z duszpasterzy o pewnej rozmowie na ten temat. Rozmówcą księdza był student, który przed laty należał do dziecięcej scholki parafialnej. Gdy dzieci niezbyt gorliwie przykładały się do śpiewu, wówczas prowadząca scholę nauczycielka muzyki upominała dzieci mniej więcej tak: Śpiewajcie ładnie, kochane dzieci, bo przecież przez całą wieczność będziemy chwalić Pana Boga naszym pięknym śpiewem. Echo tych słów, u dorosłego już studenta, brzmi w ten sposób: Jeszcze długo po zamknięciu czasu dzieciństwa dostawałem drgawek na myśl, że 10 miliardów lat, albo i dłużej, śpiewam w chórku, pod dyrekcją niezbyt sympatycznej pani od muzyki. Miałbym zgodzić się na to, że przez całą wieczność będę z wiankiem na głowie, w białej koszuli wyśpiewywał nudne pieśni, a niekończący się widok pani w za dużych okularach ma być kresem wszystkich moich pragnień? Przenigdy!
Mimo takich spłyconych i prymitywnych dość wyobrażeń, człowiek jednak w głębi swej istoty tęskni za niebem… Czasem zwykliśmy chwile wielkiego szczęścia, już tu na ziemi określać: „czuję się jak w niebie”….
A któż wymyślił tęskniące ludzkie serce? Bóg! I On, który jest miłością, pełnią życia, najwyższym pięknem, nieskończoną doskonałością, pociąga nas do siebie. Problemem naszym jest to, że zamiast iść do Boga z naszymi pragnieniami i tęsknotami, szukamy ich zaspokojenia poza nim i wcześniej czy później kończy się to rozczarowaniem… Szatan zna nasze tęsknoty i pragnienia i zdaje sobie sprawę, jak one są dla nas ważne! Bóg nas „przyciąga”, a szatan jedynie „przestawia zwrotnicę”, kierując nas na ślepy tor, po czym „lądujemy” w nienawiści, kłamstwie, plotkarstwie, chciwości, i wszystkich innych siedmiu grzechach głównych… Efekt końcowy ma być taki, abyśmy już nie mieli ochoty tęsknić za niebem…
Nasze tęsknoty mają różne oblicza; Gdy robimy to, co naprawdę lubimy, podążamy za głosem serca, przestajemy patrzeć na zegarek, nasze prawdziwe fascynacje angażują nas wyjątkowo łatwo.
W psalmie dzisiejszym powtarzaliśmy refren: Pan wśród radości wstępuje do nieba. Prawdziwe niebo, to prawdziwa radość, to wypełnienie naszych pragnień, ale w ich dojrzałej formie. Niebo na pewno nie jest infantylnym marzeniem, które zostało jedynie powiększone i pomnożone przez czas. Bo byłoby to jak z wyobrażeniem małego chłopczyka, który bawiąc się mruczy pod nosem, że jak już będzie mógł sam zarabiać pieniądze, to kupi sobie co najmniej 500 samochodzików na resorach i taką dłuuuugą kolejkę elektryczną, że ledwie zmieści się w mieszkaniu, no i wtedy będzie dopiero szczęśliwy… Ale „problem” polega na tym, że gdy już staje się dorosły, odechciewa się samochodzików i kolejki.… Jak to czasem żartują panie, że tym dużym chłopakom potrzeba tylko większych zabawek, samochodzików itd… Wiem. Trochę słabe porównanie, ale do pewnego stopnia pozwala zrozumieć tę prawdę, że gdy poznam w pełni Boga (a niebo to Bóg!), to odechce mi się tego, co nie jest Bogiem, a to co poczytywałem sobie w tym świecie za materialną wartość, stanie się śmieciem…
Takie jest orędzie dzisiejszej uroczystości. Bóg nie chce nas niewolić pełną wizją prawdziwego nieba, a jednocześnie chce zachęcić, abyśmy wszystkie nasze tęsknoty i pragnienia adresowali w Jego stronę. Idąc taką drogą w nadziei, doczekamy się kiedyś radości pełnej…

Dodaj komentarz