„Wpierw, nim zamieszkali razem, Maryja znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego”. Dla Maryi, sprawa poczęcia Bożego Syna, wtedy była już oczywista. Może nie wszystko w całej jasności rozumiała, ale przyjęła wolę Najwyższego, zgodziła się z tym, czego oczekiwał od niej Bóg.
Ale ta sama sprawa nie była tak oczywista dla jej męża, dla Józefa…
Był człowiekiem sprawiedliwym, jak podaje Ewangelista. Lecz kiedy spostrzega, że Maryja jest brzemienna, nie pojmuje tego, być może czuje się zakłopotany. Czuje, że to go przerasta. W podobnej sytuacji, przeciętny mężczyzna, mógłby przypuszczać, że jego kobieta albo się zapomniała i nie dochowała wierności, albo padła ofiarą gwałtu.
Józef, jako człowiek sprawiedliwy i szlachetny doskonale wiedział, że to nie on jest ojcem dziecka, które nosi jego małżonka. Z drugiej strony miał pewność co do Maryi, jej prawości, czystości i szlachetności. Miał tę pewność, ale oprócz tego nic więcej nie rozumiał.
Pan Bóg do najważniejszych zadań nie wybiera przeciętniaków w wierze, duchowych chłystków, ale ludzi mężnych, z charakterem. Wybrał człowieka, który potrafił stanąć ponad tym, co przyrodzone. (Józef z całą pewnością nie był, jak to mówią dzisiaj młodzi, jakimś cieniasem, albo gościem z rozdymanym „ego” lub kimś podobnym do tych wielu współczesnych mężczyzn, wychowanych przez współczesną permisywną obyczajowość).
To prawdziwy mąż Boży! On nie oskarża Najświętszej Dziewicy! Nie myśli o niej, że mogła dopuścić się zdrady, cudzołóstwa. Nie mamy jakiejkolwiek przesłanki, aby podejrzewać Józefa, że tak mógł uważać. Możemy natomiast odgadnąć, jak musiał bardzo ją kochać!
Kochał Maryję, a dojrzała miłość nie może skrzywdzić osoby kochanej. Dlatego chce całą winę wziąć na siebie, chce siebie okryć niesławą. Wtedy Maryja będzie bezpieczna, nikt jej złego słowa nie będzie mógł powiedzieć, bo przecież to Józef jest winny. On ją potajemnie zostawił z dzieckiem, uciekł. A wtedy wszyscy całą winę złożą na niego. Taka jest jego decyzja, którą podjął i chciał zrealizować. Lecz wtedy, po raz kolejny, wkracza Bóg. We śnie otrzymuje wyjaśnienie i zrozumienie wszystkiego:
„Nie bój się wziąć swojej małżonki Maryi do siebie, albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud od jego grzechów”. To wystarczyło. Bóg włączył go w swój plan zbawienia. Bóg potrzebuje go jako opiekuna Jezusa. Nie sprzeciwił się. Zaufał i zawierzył Bogu. Józef wziął Maryję do siebie i zaopiekował się nią.
Ta wiara i ta zgoda, najpierw Maryi, a potem Józefa sprawiła, że w Chrystusie Bóg wszedł pomiędzy ludzi, że stał się jednym z nas, aby nas zbawić i pojednać z Bogiem. Wielkie dzieło zbawcze, domagało się pomocy człowieka, Maryi i Józefa. Bóg potrzebował ich wielkiego zaufania i zawierzenia.
I dziś, nieustannie powtarza się ta historia Józefa, choć okoliczności bywają odmienne. Bóg potrzebuje człowieka. Bóg potrzebuje twojej i mojej pomocy. To jest przedziwna rzecz: Bóg, który jest nieograniczony, potężny, od którego wszystko pochodzi, chce pomocy słabego człowieka.
Bóg oczekuje aby przez twoją otwartość na Niego, twoje zaufanie i zawierzenie wpisać we współczesny świat swoją miłość, swoją dobroć. To nic, że na ludzki rozum wielu Bożych rzeczy nie potrafimy pojąć, ogarnąć. Dlatego potrzebujemy przypomnieć sobie św. Józefa, człowieka sprawiedliwego i za jego przykładem uczyć się wiary i zaufania względem Boga!
Nie jest to łatwe, zwłaszcza dzisiaj. Współczesny człowiek zdaje się wciąż zapominać, że ostatnie zdanie należy do Boga. Że nie wszystko leży w mocy ludzkiego sposobu pojmowania i sprytnych kalkulacji. Wielu uwierzyło w ułudę samowystarczalności i nieograniczonej niczym wolności. Sami chcemy sobie wyznaczać granice tego co wolno. Nie chcemy, żeby nawet Pan Bóg nas ograniczał… To my chcemy mieć kontrolę nawet nad Bogiem. I gdzie tu miejsce na wiarę? Gdzie miejsce na słuchanie Boga? Nie dajemy nawet szansy, aby Bóg wszedł z nami w dialog…
Wiemy, że to Bóg jest Panem czasu, a jednak my, z taką trudnością znajdujemy dla Niego czas i wydaje się, że tak żałujemy, kiedy trzeba dodatkowo przyjść i pomodlić się! Były rekolekcje Adwentowe, ale wielu nie miało czasu, żeby chociaż jeden raz przyjść…
Pan Jezus, dla wielu chrześcijan, stał się jakimś dodatkiem a nie istotną częścią nadchodzących świąt. Adwent, nie jednemu zawęził się już tylko do przygotowań na Boże Narodzenie, ale już nie jest przypomnieniem o czekającej wieczności i sądzie Bożym. Ze wszystkim chcemy zdążyć, ale sprawy Boże sytuują się gdzieś na końcu długiego łańcucha wszystkich koniecznych spraw, za którymi gonimy. Człowiek, który nie ma czasu dla Pana BOGA, będzie go miał wciąż za mało i w końcu z niczym nie zdąży…
Ta niedziela, to jakby ostatni dzwonek, ostatnie przypomnienie, że Pan Bóg jest już w progu. Józef przytłoczony myślami i zmartwiony w najważniejszej życiowej sprawie, zanim zdecydował się działać, poszedł spać.
Może nie jednemu z nas, zdałoby się zrobić na koniec tego adwentu tak, jak święty Józef, uczciwie się pomodlić i zapytać Boga o najważniejsze, za czym ja tak gonię? Dobrze się wyspać i zakasać rękawy! …