Wierzymy w to i całym sercem wyznajemy, że każda msza święta jest Najświętszą Ofiarą Pana Jezusa, którą On składa Bogu Ojcu, jako przebłaganie za grzechy nasze i całego świata. W tym właśnie oddajemy chwałę Bogu, że jesteśmy obecni, że chcemy w tym dziele ofiary naszego zbawienia uczestniczyć. To jest zasadniczy, główny cel mszy św.. Owocem tej ofiary jest komunia święta, którą nabożnie przyjmujemy, wiedząc o tym, że sam Bóg staje się w niej darem ponad wszystkie dary i skarby świata. Dlatego też, jak skarb najdroższy, jak osobę najbardziej ze wszystkich ukochaną przyjmujemy go w pokorze i ze czcią wielką, bo z Bogiem mamy do czynienia, który tylko dzięki Swojej łaskawości pozwala nam na to, a nie dlatego, że na to zasługujemy. To jest bardzo ważne, aby sobie to uświadomić!
Dzisiejsza Ewangelia mówi nam o sytuacji, kiedy człowiek gardzi Bożym zaproszeniem i wielką łaską. Pan Jezus zasadniczo wskazuje na trzy przeszkody, które są tego powodem, choć u podstaw każdej z nich jest grzech niewiary i oziębłości, które w rezultacie są wzgardą wobec zapraszającego.
W pierwszym przypadku przeszkodą jest bogactwo, które bardzo skutecznie potrafi zamknąć człowieka nie tylko na Pana Boga, ale w ogóle wyizolować względem bliźnich. Człowiekowi bogatemu, mówiąc w skrócie, zagraża przekonanie, że dzięki sile pieniądza potrafi zdobyć wszystko i jest niezależny nawet wobec Boga. Posiadanie dużego majątku pochłania człowieka i nie ma on czasu, aby żyć sprawami wiary. Majątek trzeba zabezpieczać, doglądać, smakować. Człowiekowi bogatemu nigdy nie jest dość, więc stale pomnaża to, co posiada. Szuka koneksji z podobnymi sobie, porównuje się do tego co oni mają i wciąż zdobywa więcej. W takim sercu już nie ma miejsca na Boga. Samego bogactwa Pan Jezus nigdzie nie piętnuje, ale niebezpieczeństwo bogactw, które mogą zawładnąć człowiekiem Pan Jezus podkreśla nie jeden raz w Ewangelii. Najbardziej pozostaje nam w pamięci miejsce, kiedy mówi, że łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa Bożego. Jak się ma skarb Boga samego, dany nam w Komunii świętej, do jakichkolwiek bogactw, odpowiedzmy sobie sami.
Druga sytuacja mówi o człowieku zajętym pracą, ale zajętym do tego stopnia, że już nie ma czasu, aby przyjść na spotkanie, aby odpowiedzieć swoją obecnością na uczcie. To kolejny obraz człowieka zapatrzonego w doczesność i jej sprawy tak bardzo, że szkoda mu nawet chwili, którą mógłby ofiarować Panu Bogu. Ma czas na swoje zajęcia, a po pracy przecież należy się odpoczynek, rozrywka, ale w tych planach nie ma Pana Boga. Wydaje się, że dzisiaj argument koniecznej pracy stał się dla wielu zadowalający w usprawiedliwieniu, w wymówce, którą stosują wobec Bożego zaproszenia. Nawet dzień Pański zostaje wypełniony pracą, albo odpoczynkiem bez Pana Boga. Lepszy zarobek za granicą, okupiony jest często brakiem dostępu do mszy św., do sakramentów. Często wiara osłabiona emigracja zarobkową słabnie dzień po dniu. Słabnie życie modlitwą. Słabnie wola wytrwania w sakramencie małżeństwa. Czy praca w takim wypadku nie zajmuje miejsce Boga? Czy kiedyś stając przed Bogiem i rozliczając się z każdej chwili ktoś taki zdoła się przed Bogiem usprawiedliwić, jak to z zadowoleniem czyni teraz?
Ostatnia sytuacja z dzisiejszej ewangelii dotyczy człowieka, który drugiego człowieka postawił w miejscu Pana Boga. To zjawisko nie jest tylko właściwe dla naszych czasów, ale jak widać w starożytności było również częste, skoro do niego Pan Jezus nawiązuje. Otóż nikt nie może być ponad miłość do Pana Boga. Nawet najbardziej wzniosła miłość ludzka musi ustąpić przed Bogiem. Nie da się i nie wolno przedkładać miłość do człowieka ponad Boga. Niestety, ta hierarchia została dziś niejednokrotnie utracona, zafałszowana. Podstawowa zasada miłości bliźniego oparta jest na miłości do Pana Boga. Nieuporządkowanie w miłości do Boga, skutkuje tragicznie w relacjach z ludźmi. Ten porządek idzie od góry, a nie odwrotnie. A słyszymy dziś, że to nie miłością do Boga, ale miłością do człowieka uzasadnia się jakiś porządek i dyscyplinę liturgii Kościoła: mam chociażby na myśli sposób sprawowania mszy św. w wielu jej aspektach ze względu na człowieka, a nie Pana Boga… Ostatnio mogliśmy usłyszeć taką argumentację, uzasadnienie w umocnieniu przekonania i umotywowania w rozdawaniu komunii “na rękę”. Jest też kwestia powołań w Kościele, a także wielu innych rzeczy, w których teologia w wielu aspektach została zdominowana przez antropocentryzm. Na ten temat można by mówić bardzo długo. Wszystko to jednak świadczy o aktualności słów Pana Jezusa.
Trzeba przywracać właściwą hierarchię miłości we wszystkim. Zawsze najpierw Pan Bóg i Jego sprawy, potem małżonek – małżonka, potem dzieci, potem inni. Człowiek, który w tej hierarchii zagubiłby Najważniejszą osobę, najważniejszy cel swojego umysłu, serca i woli, zagubi wszystko i nie będzie szczęśliwy ani tutaj, ani w wieczności.
Jesteśmy dziś tutaj, ponieważ skorzystaliśmy z zaproszenia. Módlmy się o to, aby Duch Święty porządkował nasze myślenie, życie i nasze wartościowanie tak, jak to wybrzmiewa w znanym cytacie ze św. Augustyna: „Jeśli Bóg jest na pierwszym miejscu, wszystko jest na właściwym miejscu”.