Pochodzący ze Szwajcarii biskup Józef Hasler, kiedy pracował jeszcze jako wikary w Genewie, lubił spędzać długie chwile w kościele na adoracji Najświętszego Sakramentu. Pewnego wieczoru, po dłuższej modlitwie i głębokim ukłonie przed tabernakulum, obszedł jak zwykle cały kościół, aby sprawdzić, czy drzwi są zamknięte. Przechodząc boczną nawą obok konfesjonału, usłyszał jakiś podejrzany szmer. Podszedł więc bliżej i ku swojemu zaskoczeniu zobaczył w konfesjonale siedzącą kobietę.
– Co pani tu robi o tak późnej porze? – zapytał.
– Jestem protestantką. W okresie Wielkiego Postu głosił ksiądz kazania o rzeczywistej obecności Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Brałam w nich udział. Ale miałam wątpliwości, czy sam kaznodzieja wierzy w to, co głosi. Dlatego szukałam okazji, aby zobaczyć, jak się ksiądz modli w samotności, bez świadków. Chciałam wiedzieć, jak zachowuje się wobec Eucharystii chrześcijanin, który wierzy w rzeczywistą obecność Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Teraz zobaczyłam na własne oczy i uwierzyłam.
Tamta kobieta uwierzyła obserwując modlącego się przed tabernakulum kapłana. Kochani! Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że poprzez nasze uczestnictwo we Mszy świętej, zachowanie w kościele, skupienie, modlitwę, śpiew, sposób przyjmowania Chrystusa w Komunii świętej, my również dajemy świadectwo o naszej wierze w rzeczywistą obecność Jezusa w Eucharystii?
Dwa lata temu, w pierwszy piątek czerwca, kiedy ulicami Łodzi, w śródmieściu, szedłem z Panem Jezusem do chorych, od niepamiętnych czasów, przed Najświętszym Sakramentem przyklęknął człowiek, młody chłopak… Kuriozum! Kto dziś na ulicy klęka?! Na Boże Ciało owszem, ale tak na co dzień..? To tak, jakby ksiądz szedł z innym P. Jezusem, nie tym samym, co na Boże Ciało…
Ale co się dziwić, kiedy przyklękanie przed przyjęciem komunii św. zanika. Nie mówię tego do tych, którzy z racji wieku i chorób nie mogą fizycznie zdobyć się na ten gest. Są całkowicie usprawiedliwieni. To zupełnie zrozumiałe! Nikt tego nie żąda od chorych! Ale co do klękania na komunię w ogóle, przecież nie aż tak bardzo dawno temu, tylko na klęczkach przyjmowaliśmy Najświętszy Sakrament Ołtarza. W kościołach były balaski, które ułatwiały ten gest. Zlikwidowano je. Niestety! Reformatorzy liturgii tak postanowili, a księża posłusznie się dostosowali. Jeśli gdzieś pozostały w starych kościołach, to chyba tylko dlatego, że konserwatorzy sztuki, ze względu na walory zabytkowe, zabronili ich usuwać. Teraz trudniej klękać, więc stoimy. Komunia przybrała postać procesji, a właściwie kolejki, która z niczym dobrym się nie kojarzy, i już wielu nawet nie przyklęka. Podchodzimy do Komunii, jak po poczęstunek czymś banalnym. Nie widać w tym pobożności, a chciał nie chciał kształtuje to nas do wewnątrz, bo jest stara zasada: Lex orandi lex credendi! (Prawo modlitwy prawem wiary) Jak się modlimy, tak wierzymy!
Przeżywając uroczystość Bożego Ciała, mamy więc okazję nad tym wszystkim pomyśleć i przede wszystkim odnowić naszą wiarę, przypomnieć sobie najważniejsze prawdy dotyczące Najświętszej Eucharystii – rzeczywistej obecności Naszego Pana.
Chleb i wino, te pokorne znaki, których używamy w czasie Mszy świętej, w czasie konsekracji, po wypowiedzeniu jej słów przez kapłana, realnie, prawdziwie stają się Ciałem i Krwią Pana Jezusa. Tę prawdę potwierdzają liczne, tzw. „cuda eucharystyczne”, gdzie hostia lub wino w kielichu dosłownie stały się tkanką ludzką i zawsze należą do tego samego człowieka, który jest w agonii, Chrystusa…
Sokółka, Legnica… co Pan Bóg chce nam powiedzieć? Bo takie znaki zdarzały się zawsze wtedy, gdy słabła wiara i cześć wobec rzeczywistej obecności Pana Boga w Najświętszym Sakramencie.
Płynie z tego, jak nie tylko mi się wydaje, prosta myśl, że trzeba nam odnawiać stale naszą miłość i nabożeństwo do Chrystusa obecnego wśród nas w Eucharystii i zastanawiać się, w jaki sposób możemy stawać się ludźmi, którzy jeszcze bardziej kochają Eucharystię i głębiej nią żyją.
Chcąc pogłębić nasze nabożeństwo do Chrystusa eucharystycznego, musimy przede wszystkim starać się jak najczęściej uczestniczyć w ofierze Mszy świętej, pamiętając, że ona jest najpiękniejszą modlitwą, jaką możemy ofiarować Panu Bogu. Powinniśmy również starać się żyć nieustannie w stanie łaski uświęcającej, aby w pełni w niej uczestniczyć, przyjmując Pana Jezusa.
W końcu, aby naprawdę żyć Eucharystią, musimy ofiarować Chrystusowi tyle czasu, ile tylko możemy, zawsze klękając przed świętymi postaciami Eucharystycznego Pana Jezusa i adorując Jego nieustanną obecność pośród nas. Pamiętajmy i wierzmy w to z całego serca, że jest to nie tylko najświętsze miejsce, ale także miejsce wypełnione wszechmocą Boga dla Którego wszystko jest możliwe i u którego wszystko możemy wymodlić i wyprosić.
Swoistym paradoksem naszego obecnego chrześcijańskiego życia jest to, że bardzo często Bóg musi jakby „rywalizować” z wieloma wydarzeniami i zajęciami naszego codziennego życia, by otrzymać od nas krótką chwilę dla Siebie, podczas której pragnie nas uświęcić i ubogacić. Mylnie sądzimy, że nie jest to dla nas takie ważne, że nie warto „tracić czasu” na wyklękiwanie w kościele. Kumu my żałujemy czasu? Żałujemy temu, który jest jego Stwórcą i Panem? Nie wyliczamy sobie czasu kiedy siadamy przed telewizorem lub komputerem, ale kiedy przychodzimy do kościoła, to nie jeden z nas zaczyna czas Bogu liczyć, bo msza za długa, wszystko za długo… Ten przedziwny argument, niestety często decyduje również w sprawowanej liturgii, przez nas kapłanów. Ulegamy temu, że ludziom się śpieszy i nam zaczyna się śpieszyć… Wybieramy krótkie formy, usprawniamy, upraktyczniamy, skracamy, śpieszymy się… itp. Zawstydzające jest to, jakie argumenty rozstrzygają o najważniejszej modlitwie kościoła, jaką jest ofiara Mszy św., która jest oddawaniem chwały Bogu! To wszystko powinno wzbudzić w każdym z nas refleksję, w nas, księżach i w każdym wiernym. Czy to wszystko sprawia, że moja miłość, cześć i uwielbienie do Jezusa Eucharystycznego rośnie czy maleje? Co służy mojej pobożności i wierze a co przeszkadza? Co jest tego wyrazem, a co zaprzeczeniem?
Nasza obecność dziś, w uroczystość Bożego Ciała, jest w jakiejś mierze potwierdzeniem, że zdajemy sobie sprawę, jak dobry jest Chrystus, który pozostał z nami i który „do końca nas umiłował”. Ale czy całokształt naszej pobożności eucharystycznej mógłby kogoś przekonać, że tutaj, w naszym parafialnym wieczerniku mamy do czynienia z żywym i prawdziwym Bogiem? Co o tym mówi, co wyraża tę wiarę? Czy nasze przyjmowanie komunii św., a właściwie postawa, w jakiej to czynimy, jest tego znakiem? jak i tego, że przychodzi do nas Bóg, który jest Panem i wszystko od Niego zależy? Może jednak nie wszystko zależy od Pana Boga? A może jednak On nie jest wszechmocny? Może to tylko mały chlebek, który przenosi zarazki, wobec których Pan Bóg jest bezsilny? Trzeba pomóc Panu Jezusowi, gdyby nie dał rady nas uchronić przed jakimś wiruskiem świruskiem.Tak! Pomóżmy Mu i bierzmy chlebek na łapkę!!! Bądźmy dojrzali, bądźmy odpowiedzialni! – jak mawiają niektórzy…
Kochani! Komu lub czemu ulegliśmy? – samo myślenie w taki sposób wydaje się bluźnierstwem i staje się przygnębiające w odniesieniu do naszej wiary, albo raczej jej braku…
Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? Mówi Pismo święte! Jest dzisiaj pora, aby się wewnętrznie opowiedzieć, w co my tak naprawdę wierzymy… tam gdzie zredukowano podstawową cześć dla Eucharystii i przyjęto wzór jej podawania wiernym od protestantów, już dziś prawie nie ma komu udzielać komunii… tam gdzie kapłani zdegradowali kult Najświętszego Sakramentu, i podnieśli ludzi z klęczek kościoły stają się puste… Może w tym należy szukać również przyczyny, że i u nas coraz mniej wiernych, odkąd przestaliśmy klękać przed komunią świętą, bo przestaliśmy być znakiem wiary dla młodszych pokoleń? Inna rzecz, która dotyczy naszego stroju, który w niejednym przypadku jest nie do przyjęcia, aby wchodzić do miejsca świętego ubranym byle jak lub w jakimś roznegliżowaniu! To jest kolejna bolączka braku wiary, czci i zanik wstydu, który jest czymś oczywistym w sytuacji, gdyby przyszło nam brać udział w audiencji wobec wielkich tego świata, a o ileż bardziej wobec majestatu Boga. Trzeba nam napominać samych siebie i wychowywać! Mamy ogromnie wiele do odrobienia…
Najmilsi! Cel dzisiejszej uroczystości jest aż nadto oczywisty, ale biada nam, gdybyśmy zamknęli go tylko do chwilowej, zewnętrznej formy uroczystego wyprowadzenia Najświętszego Sakramentu na ulicę, ale wewnątrz nas samych, nic by się nie zmieniło. Bóg zniżył się ku nam, taka jest Jego wola, ale człowiek nie ma z tego tytułu prawa rozzuchwalać się wobec Boga! Człowiek staje się wielki przed Bogiem tylko wtedy, kiedy jest na kolanach.
Prośmy, aby świadomość Jego żywej obecności, aby Duch Święty, rozgrzewały nasze serca w pobożności i bojaźni Bożej! Abyśmy adorowali i modlili się żarliwie, a z odwagą naprawiali błędy i niedoskonałości, które tak nam zakorzeniły się w praktykowaniu Czci wobec Naszego Boga i Pana w Najświętszym Sakramencie. Stawajmy się nawzajem dla siebie apostołami miłości we czci Najświętszej Eucharystii i przykładem tej miłości pociągajmy innych do Chrystusa. Amen.