ŁASKA BOŻA JEST DO ZBAWIENIA KONIECZNIE POTRZEBNA. 6. Błędy w podejściu do laski Bożej

Udostępnij:

VP 041618
Pierwszy błąd w podejściu do tajemnicy łaski polega na uznaniu przeznaczenia. Już w IV wieku pojawiły się złe interpretacje wypowiedzi św. Pawła z Listu do Rzymian, między innymi błędy te popełniał przed swoim nawróceniem późniejszy doktor Kościoła, św. Augustyn. W tej interpretacji uważano, iż Bóg jednych przeznacza do nieba, a innych przeznacza do piekła. Jeśli Bóg przeznaczył do piekła, to człowiek może uczynić wiele dobra, a mimo to i tak ostatecznie znajdzie się w tym piekle. I odwrotnie, jeśli ktoś jest przeznaczony do nieba, to życie jego może wyglądać różnie, nawet może popełniać wiele grzechów, a w ostatnim momencie Bóg udzieli mu łaski, człowiek nawróci się i znajdzie się w niebie. Takie ujęcie jest sprzeczne z całością objawienia Bożego, nie ma nic wspólnego z Bogiem, który jest doskonale sprawiedliwy i przez Kościół zostało potępione. (ciekawa refleksja o przeznaczeniu)
Warto przypomnieć ważną rzecz: Bóg nie stwarza piekła. Piekło stwarza sobie sam człowiek, jest to konsekwencja jego własnej decyzji odejścia od Boga. Najprościej rzecz ujmując, poza Bogiem nie ma żadnego trwałego szczęścia. W utrwalonym na wieczność złym wyborze jest piekło nieszczęścia i niegasnącej rozpaczy z nieodwracalnej utraty nieba.
Od św. Pawła dowiadujemy się, że każdemu człowiekowi Bóg udziela łaski potrzebnej do zbawienia. Czyli nie ma na ziemi człowieka, który nie otrzymałby możliwości uczestniczenia w wiecznym szczęściu. Czy człowiek tę łaskę przyjmie czy odrzuci, zależy od jego decyzji. Jeśli już wolno powiedzieć o przeznaczeniu, to Bóg każdemu przygotował miejsce w niebie, ale od nas zależy czy je zajmiemy. Natomiast w piekle rezerwacji nie mamy.
Jeśli przez łaskę rozumiemy miłość, to miłość nikogo nie przeznacza, bo miłość jest udzieleniem wolności osobie kochanej. Prawdziwa miłość zawsze wzywa, wspomaga i darzy pełną wolnością wyboru. Tylko wtedy miłość może się rozwijać. Jeżeli więc podejdziemy do łaski od strony tajemnicy miłości, to przeznaczenie staje się czymś nierealnym.
Bóg czeka na człowieka nawet wtedy, kiedy ten wielokrotnie odrzuca Jego łaskę. Można się natomiast zastanawiać nad losami tego, kto przez lata odrzuca ofiarowaną łaskę miłosierdzia Bożego. Czy istnieje jakaś granica miłosierdzia Bożego? Otóż jak długo człowiek żyje na ziemi, tak długo Bóg czeka na jego nawrócenie. My wiemy, że w ludzkich realiach, zniszczenie prawdziwej miłości jest stosunkowo łatwe, ale jej odbudowanie jest trudne, mimo iż jedna strona tego bardzo pragnie. Jeśli druga strona do tego nie dąży, odbudowanie wzajemnej miłości jest rzeczą prawie niemożliwą. Jeśli wiec miłość, jaka istnieje między człowiekiem i Bogiem, Bogiem i człowiekiem, zostaje zniszczona, to odbudowa tej miłości zależy głównie od człowieka. Bóg ciągle nas kocha i będzie nas kochał przez całą wieczność, kochał będzie każdego człowieka, nawet potępionego – chyba tylko ojciec lub matka potrafi zrozumieć tę “zasadę miłości”, kiedy w podobnie tragicznej miłości odnosi się do swojego dziecka, które zniszczyło samo sobie życie. Bóg nie potrafi nie kochać. Bóg jest czystą Miłością. Wszystko zależy od człowieka i jak długo jesteśmy na ziemi, tak długo istnieje możliwość nawrócenia. Natomiast musimy się liczyć nie z granicami cierpliwości Bożej, która nie wyczerpuje się nigdy, lecz z pewnymi mechanizmami odrzucenia łaski, które – jeśli zostaną utrwalone – coraz bardziej utrudniają nam proces powrotu do Boga. Te mechanizmy wypracowujemy sami, uporczywie odrzucając łaskę. W Ewangelii człowiekiem, który uporczywie odrzuca łaskę, jest Herod. Chrystus próbuje do niego przemówić przy pomocy najcięższego słowa, jest to mowa milczenia, ale i to się nie udaje.

Odniosę się teraz do drugiej błędnej interpretacji tajemnicy łaski. A mianowicie błędem jest twierdzić, że wszystko zależy tylko i wyłącznie od Boga, czyli wszystko jest łaską. Człowiek może nie robić nic, tylko czekać na łaskę Bożą. Jeśli nie staje się lepszy, nie staje się bardziej święty, to widocznie nie otrzymał łaski, winę ponosi Bóg, a nie on.
Te błędy pojawiły się w starożytności, ale do głosu doszły w XVII i XVIII wieku. Takie podejście przypomina postawę chorego człowieka, który uważa, że tylko lekarstwo mu pomoże. Leży w łóżku i czeka na cudowne zastrzyki. Gdyby wstał, zaczął chodzić, gdyby podjął gimnastykę rehabilitacyjną, powrót do zdrowia byłby o wiele szybszy, a jeśli tego nie uczyni, będzie coraz bardziej chory i umrze. Wielu ludzi czeka przez całe życie na takie nadzwyczajne dotknięcie łaski i w ostatnich dniach swego życia odkrywa, że życie przegrali. Powinni pięćdziesiąt lat temu wstać z łóżka i wróciliby do pełni sił, a tak przeleżeli, czekali na cud, który się nie zdarzył. Zasada jest prosta. Robimy wszystko tak, jakby wszystko zależało od nas, a wierzymy tak, jakby wszystko zależało od Boga – tak mówi mistrz życia duchowego w swoich “ćwiczeniach duchowych“, św. Ignacy Loyola. Taka postawa umożliwia idealną współpracę z łaską i wspólny wysiłek wyda odpowiedni owoc.
Trzeci błąd polega na przeakcentowaniu wkładu człowieka. Bóg tylko pouczył, pokazał drogę, a teraz wszystko zależy wyłącznie od człowieka. Zwolennicy tego ujęcia odwołują się do siły woli. Uważają, że wszystko zależy od nich, pomoc Pana Boga nie jest im potrzebna, znają drogę i na szczyt wybierają się sami. Gdyby jednak tak było, niepotrzebna byłaby modlitwa. Tymczasem Chrystus wiele wysiłku włożył, aby nauczyć ludzi modlitwy. Modlitwa jest prośbą o otrzymanie łaski. Ewangeliczny szczyt można zdobyć tylko i wyłącznie na zasadzie współpracy z Bogiem. Bóg zawsze czeka, by człowiek dał z siebie to, co potrafi dać, i uzupełnia to, czego człowiekowi nie dostaje. (warto przeczytać: nowe formy pelagianizmu i gnozy)
Dotykamy trzech tajemnic: tajemnicy łaski Bożej, tajemnicy wolności człowieka i tajemnicy współpracy Boga z człowiekiem. Trzy wielkie tajemnice. Bogu zależy na naszej dojrzałości. Jest On podobny do ojca, który uczy swojego małego synka chodzić. Początkowo nosi go na rękach, potem stawia na ziemię i prowadzi za rączkę, następnie puszcza, oddala się i woła: chodź do mnie. Każdy samodzielny krok dziecka to wspólna radość. Ojciec ciągle czuwa, jeśli dziecko upada, podnosi je, ale jeśli może wstać samo, to mówi: „wstań” i dopiero widząc jego wysiłki podaje rękę.
Bóg tak nas kocha i pragnie naszej dojrzałości. Na tym obrazie można najlepiej odkryć współpracę człowieka z Bogiem i Boga z człowiekiem. Jest potrzebny wysiłek człowieka, bo człowiek rośnie wtedy, kiedy podejmuje wysiłek. Ciągle jednak jest nad nim pochylona troskliwa miłość Boga. On zawsze jest, nawet wtedy, kiedy się nam wydaje, że przez całe miesiące w ogóle Go nie widać. Jego działanie jest pozornie milczące. Bóg jest zawsze bardzo blisko, jak ojciec, który uczy swoje dziecko sztuki chodzenia.
Prosimy Pana Boga, abyśmy potrafili odkryć wielkość Jego łaski i wartość naszego wkładu w wypełnianiu Jego woli.


Dodaj komentarz