Chyba nikt nie lubi popełniać błędów, a tym bardziej, by miały to być błędy uczestnictwa we mszy świętej. Bo nikogo, z nas katolików, nie trzeba przekonywać, jak ważne jest, aby we mszy św. dobrze uczestniczyć i to zarówno pod względem wewnętrznym jak i zewnętrznym. Dlatego, choćby co jakiś czas, warto sobie przypomnieć lub na nowo uświadomić to wszystko, co nam w tym pomaga, co stanowi zewnętrzny przejaw naszej obecności przed Bogiem i wewnętrznego przeżycia.
Jest w tym jakaś spójność, że to co ukryte dla oczu wyraża się na zewnątrz w naszych postawach, gestach i słowach. Taka spójność pomaga w modlitwie zarówno nam, jak i tym, którzy są blisko nas. Czymś co najmniej dziwnym, byłoby opieranie się o skrajności, aby: modlić prawie tylko „na zewnątrz”, przybierając postawy i gesty mające zaświadczyć o pobożności, gdy tymczasem serce i umysł daleko byłyby od Boga. Albo na odwrót, tylko „w serduszku” dokonywać nasz osobisty kult, gdy w zewnętrznej naszej postawie zabrakłoby potwierdzenia lub nawet byłoby jakieś zaprzeczenie tego, że przecież do samego Boga się zwracamy i przed Jego Majestatem jesteśmy.
O wiele bardziej naganną i bezowocną dla człowieka jest pierwsza postawa, która byłaby pustą fasadą, jakąś formą faryzeizmu. Druga zaś skrajność, bez należnych zewnętrznych postaw i gestów, mogłaby być nawet formą zgorszenia, a na pewno stałaby się rujnowaniem szacunku i poczucia sacrum miejsca i okoliczności zwłaszcza dla maluczkich.
Dlatego konieczne jest dbanie o spójność, aby to, co zewnętrzne, było jakby odbiciem i potwierdzeniem naszego wnętrza – serca, w czasie publicznej modlitwy, jaką jest uczestnictwo we mszy św. A skoro jest to modlitwa publiczna – wspólnotowa, Kościół podaje nam szereg wskazówek i norm dobrego uczestnictwa, abyśmy nie tylko sami dla siebie czerpali jak najobficiej, ale też będąc we wspólnocie Ludu Bożego wyrażali jedność tej wspólnoty i nie przeszkadzali sobie nawzajem.
Warto sobie uzmysłowić, że wszelkie gesty i postawy nie są we Mszy św., czymś przypadkowym i spontanicznym, ale zawierają normy i głęboki sens Kultu publicznego. (Podczas modlitw prywatnych nie ma tak ścisłych norm i właściwie nasze modlitwy, nasz sposób wyrażania się w nich przed Bogiem, zależą od naszej wiary, od nas samych).
Bywa, że uczestnicząc w celebracji mszalnej, nie skupiamy się na gestach i postawach, które są tożsame dla poszczególnych jej etapów. Nie analizujemy ich znaczenia i nie zastanawiamy się nad ich wagą. Są raczej wyuczone, często podpatrzone już od lat dziecięcych, od naszych rodziców, opiekunów lub po prostu innych uczestników liturgii. Po prostu naśladujemy resztę członków wspólnoty. Czy sobie to uświadamiamy czy nie, to wszystkie te zachowania w liturgii mają przypisane sobie znacznie.
Stolica Apostolska reguluje główne zasady sprawowania i uczestnictwa we Mszy św., natomiast wiele kwestii, o niższym znaczeniu, pozostawia decyzji poszczególnych, lokalnych episkopatów (Konferencji Episkopatów danego kraju). Stąd w różnych częściach świata niektóre elementy mszy mogą wyglądać nieco inaczej.
Może warto wspomnieć tutaj, niejako na marginesie, że w czasach, przed Soborem Watykańskim II, liturgia Kościoła Rzymskokatolickiego, jako liturgia łacińska, była o wiele bardziej jednorodna i tym samym nieporównanie lepiej wyrażała kwestię jedności Kościoła. Działo się to z prostego powodu: prawie dosłownie wszędzie była taka sama. Ten sam język, te same postawy i gesty itd. Wszędzie, gdziekolwiek na świecie weszlibyśmy do katolickiej świątyni, byliśmy „u siebie”.
Dziś jest kompletnie inaczej. Będąc w innej części świata można się zastanawiać, czy aby na pewno jesteśmy na katolickiej mszy, a kwestia języka, to osobny rozdział. Różnice widać często już w sąsiedniej parafii… Powody, tego stanu rzeczy, są na pewno różne lecz zasadniczym wydaje się po prostu lekceważenie dla przepisów liturgicznych, co było nie do pomyślenia przed zreformowaną liturgią mszy św.
To jest jakaś „dziwna choroba” naszej „odnowionej liturgii”. Zarówno wierni, jak i księża celebransi, po swojemu „ulepszają” mszę św. i wprowadzają lub zmieniają w niej elementy, które powodują całe zamieszanie. Czy „nowe” okazało się „lepsze”? Oto jest pytanie! A przecież właśnie msza św., wszędzie taka sama, była źródłem jedności Kościoła, silnym spoiwem jedności ze Stolica Apostolską, z Papieżem. Zaporą dla herezji. Tymczasem dzisiaj stała się polem innowacji i eksperymentów, którymi próbuje się wywołać jej większą atrakcyjność, która przecież ukryta jest wewnątrz Najświętszej Ofiary, a nie polega na tym, co często bywa zupełnie obcym dla niej, dla “Tego”, co jest w niej uobecniane.
Ofiara mszy św. jest, między innymi, naśladowaniem Chrystusa, który złożył siebie w Ofierze, będąc posłuszny swojemu Ojcu i wypełnił wszystko, co miał wykonać. Chrystusa, który wypełnił wolę Ojca Niebieskiego w pokornym posłuszeństwie, aż do śmierci na Krzyżu. To właśnie pokorne poddanie się regulacjom liturgicznym jest naśladowaniem posłuszeństwa Chrystusa tak przez kapłana, jak i przez wiernych. Ponadto sam kapłan winien pamiętać, że jest tylko sługą świętej liturgii a nie jej twórcą (zob. Ogólne Wprowadzenie do Mszału Rzymskiego – dalej: OWMR 24).
Kapłan ma sprawować a wierni mają uczestniczyć we mszy św. według tego, co Kościół w tym względzie ustalił i polecił. Tego ładu liturgicznego trzeba się trzymać, a gdzie został rozchwiany trzeba go przywracać i oczyszczać. Dlatego nie dokładajmy ręki do bałaganu i nie wykłócajmy się o swoje lub innych pomysły podpatrzone gdzieś w innej parafii lub wspólnocie, która wprowadziła jakieś innowacje, ale trzymajmy się w posłuszeństwie tego, co postanowił Kościół w odniesieniu do rzeczy i spraw przecież dla nas najświętszych. (zob. OWMR 42 i 95).
Poniżej chcę zwrócić uwagę na najbardziej newralgiczne miejsca, w których zdarzają się zewnętrzne błędy i niewłaściwości popełniane przez uczestników liturgii mszy św. Nie podejmuję się omawiania, chyba jeszcze liczniejszych błędów samych celebransów.
Każdy kapłan, który sprawuje mszę św. powinien być świadomy tego, co czyni i do czego powinien się zastosować. A jeśli tego nie robi, coś zmienia, dodaje lub ujmuje z tekstów mszału, stając się „ulepszaczem” liturgii mszy św., to w konsekwencji może spodziewać się upomnienia, także ze strony wiernych, bo władze kościelne – tak mi się wydaje – kompletnie pomijają ten temat przy całym mnóstwie rozlicznych sesji, konferencji i warsztatów poświęconych duszpasterskiej misji “Współczesnego Kościoła”.
Zdaje się, że są to sprawy pilniejszej wagi, bo to, co wyprawiają katoliccy księża, w sprawowaniu mszy św., z punktu praktycznego uznawane jest za sprawę jakby marginalną. A może przypisywane jest to, jak wiele innych pomysłów, dziełu Ducha Świętego, który wieje kędy chce i “jak tylko se chce”… Wygodne. Tylko czy zgodne z prawdą?
I. Odpowiednia postawa (zob. OWMR 43)
Dla wielu kwestią problematyczną, podczas nabożeństwa, jest zorientowanie się kiedy można usiąść, kiedy klękać, a kiedy przyjąć postawę stojącą.
Postawa stojąca symbolizuje radość z triumfu paschalnego Pana Jezusa. Jest znakiem i wyrazem tego, że jesteśmy Ludem Odkupionym, wolnym, w drodze do Niebieskiego Jeruzalem. Symbolizuje również gotowość do drogi.
Powinna być zachowana od początku Mszy Świętej aż do oracji, tzw. kolekty, którą odmawia lub śpiewa celebrans po wezwaniu: “Módlmy się”. Stoimy również podczas śpiewu „alleluja” przed Ewangelią i w czasie jej czytania. Przy wyznaniu wiary (OWMR 137), w czasie modlitwy powszechnej. Wstajemy na słowa kapłana: „Módlcie się, aby moją i waszą Ofiarę… (Orate fratres)” oraz po przeistoczeniu na słowa: “Oto wielka tajemnica wiary” (lub inna właściwą aklamację), a także na modlitwę kapłana po Komunii, która poprzedza wezwanie: „Módlmy się”. Postawę stojącą przyjmujemy również na zakończenie nabożeństwa. [Więcej o postawie stojącej].
Siedząc, wsłuchujemy się w Słowo Boże podczas biblijnych czytań, psalmu i homilii. Można siedzieć w czasie przygotowania darów ofiarnych (OWMR 139) i samego ofiarowania. Nie będzie również czymś niewłaściwym przyjąć tę postawę, gdy długo rozdawana jest Komunia św., oraz podczas dziękczynienia.[Więcej o postawie siedzącej].
Jeśli zaś ktoś może klęczeć i nie sprawia to większych trudności, (poza chwilami słuchania czytań i homilii) nie żałujmy tej postawy wobec Boga, pamiętając, że Pan Jezus cierpiał za nas na Krzyżu bez spoczynku. W czasach, przed Soborem Watykańskim II, nie było czymś szczególnie niewłaściwym, gdy ktoś klęczał podczas całej mszy św., aby poprzez taką postawę jeszcze mocniej jednoczyć się z wielką Ofiarą Pana Jezusa. Obecnie nie zaleca się, aby całą mszę św. klęczeć, ale można pozostać w tej postawie po Komunii św., podczas dziękczynienia.
Klęczenie, bez żadnych wątpliwości wyraża adorację. Pozostajemy w pozycji na dwóch kolanach podczas przeistoczenia, podczas adoracji Najświętszego Sakramentu i w czasie Modlitwy eucharystycznej. Jeśli nie klękamy podczas przyjęcia Komunii świętej, to przyklękamy zanim ją przyjmiemy, znajdując się za osobą, która jest przy kapłanie – jest to zależne od zwyczaju przyjętego w określonej wspólnocie. Przyklękamy zawsze na prawe kolano. Zawsze czynimy to przy przechodzeniu obok tabernakulum lub przez środek kościoła (jeżeli na osi kościoła, w centralnym miejscu prezbiterium, znajduje się Najświętszy Sakrament. Jeżeli zaś jest w innym miejscu świątyni, wykonujemy lekki skłon głową w stronę ołtarza). [Więcej na temat postawy klęczącej].
II. Gesty. W czasie mszy św. wykonujemy niezbyt wiele gestów naszymi dłońmi, ale warto zwrócić uwagę na staranność i ich czytelność.
1. Kiedy wykonywać znak krzyża?
Duży znak krzyża wykonujemy podczas rozpoczęcia Mszy św. (OWMR 124), jak i na koniec nabożeństwa, a także podczas pokropienia wodą święconą. Mały znak krzyża czyniony trzykrotnie, wykonujemy prawym kciukiem, przy otwartej dłoni (nie pięścią z otwartym kciukiem co się często zdarza), przed Ewangelią na czole – by usłyszane słowa przemyśleć i zapamiętać, na ustach – by je głosić, i na sercu – by w nim pozostały.
Co do czynienia znaków krzyża warto nadmienić, że nie żegnamy się podczas błogosławienia – święcenia przedmiotów, dewocjonaliów lub pokarmów. Czyniony znak krzyża jest przyjęciem błogosławieństwa skierowanego do nas, nie zaś do rzeczy, przedmiotów!
Nieporozumieniem jest robienie na sobie znaku krzyża po przyjęciu Komunii św. Wielu praktykuje ten zwyczaj podpatrzony u innych, ale nie ma on podstaw liturgicznych. [Więcej na temat czynienia znaku krzyża].
2. Pochylenie głowy
Wiele osób nie wykonuje tego gestu, a skinienie głową oddające szacunek, powinno iść w parze z wypowiadaniem imienia Jezusa Chrystusa, Trójcy Świętej, Najświętszej Maryi Panny i świętego, który został wspomniany danego dnia podczas modlitwy eucharystycznej. Momenty odpowiednie na skłon występują w czasie spowiedzi powszechnej, podczas hymnu „Chwała na wysokości Bogu”, w wyznaniu wiary (OWMR 137), przy pozdrowieniu przed Ewangelią. Bywa, że “znak pokoju”, w czasie mszy św., przekazujemy sobie nawzajem poprzez skinienie głową. Pochylić głowę można na moment przyjmowania końcowego błogosławieństwa. [Więcej na temat pochylenia czoła ku ziemi].
3. Złożone ręce
Właściwie, jedynie poza momentami, gdy przyjmujemy postawę siedzącą, czasie całej mszy św. wypada mieć ręce złożone, jak do modlitwy. Jest to znak naszego skupienia i pokornej uległości wobec Boga. Nie przewiduje się, aby w czasie mszy św. rozkładać ręce na podobieństwo, jak czyni to kapłan, bo ten gest, jako tego, który jest Alter Christus, czyli tego, który – mówiąc najprościej zastępuje widzialnie Chrystusa, czyniony jest w imieniu nas wszystkich.
Wyjątkowość gestu rozłożonych rąk pozostawmy więc kapłanowi, jak Chrystusowi, który za nami, jak Jedyny Pośrednik wstawia się do Ojca i siebie składa w bezkrwawej Ofierze za nasze zbawienie. OWMR, w punkcie152 odnosi się do modlitwy „Ojcze Nasz” wypowiadanej przez kapłana i jego gestu rozłożonych rąk, a nie wiernych, dla których bardziej właściwym jest gest rąk złożonych, jako włącznie się w to wyjątkowe wołanie samego Chrystusa.
Trzymajmy się tej zasady i nie ulepszajmy tego momentu indywidualnymi gestami, po części sklonowanymi od wspólnot protestanckich, gdzie każdy sam sobie jest „celebransem” i nie ma kapłaństwa. [Warto również przeczytać].
4. Uderzanie w pierś
W czasie misterium przemiany chleba i wina w ciało Jezusa, wielu z nas podczas uderzeń w gong, bije się w pierś i pochyla głowę. Tymczasem w tym momencie bardziej właściwym jest, aby patrzeć na uniesioną, ukazaną Hostię Ciała Pańskiego, a następnie na Kielich z Krwią Pana Jezusa i adorować naszym wzrokiem to wielkie misterium.
Podobnie podczas słów „Panie, nie jestem godzien…”, również nie chowamy wzroku, a patrzymy na ciało Chrystusa. Jest to również czas adoracji przed przyjęciem Ciała Pańskiego w Komunii świętej. Gest trzykrotnego uderzenia pięścią na wysokości serca wykonujemy podczas spowiedzi powszechnej na słowa” „moja wina, moja wina, moja bardzo wielka wina”. Jest on wyrazem skruchy, jakby celowo podejmowanym wewnętrznym wstrząsem naszego przyznania się do winy i uświadomienia niegodności uczestniczenia w świętych misteriach, które się zaczynają.
5. Woda święcona
Wchodząc do kościoła, skrapiamy się wodą święconą, czyniąc znak krzyża, co ma symbolizować obmycie z grzechów oraz przypomnienie przyjętego chrztu świętego. To znak otwarcia się na łaski oraz gotowość, by wysłuchać i przyjąć Słowo Boże. Ten gest, podczas wychodzenia z kościoła nie jest już potrzebny. Jednak nie jest też błędem, jeśli osoba, która go wykonuje, składa w nim intencję o łaski do Ducha Świętego oraz czyni go (zarówno przed wejściem, jak i przy wyjściu) na intencję ochłody dla dusz w czyśćcu cierpiących.
III. Powtarzanie lub zmienianie słów
„Panie, nie jestem godzien” – niezależnie od naszej płci, zwrot „godzien” jest częścią cytatu, więc powinien być wymawiany bez zmian rodzaju na żeński, co jest częstym błędem wśród pań. Nie jest to miejsce na żaden szowinizm i kompletnie nie ma zastosowania ten sposób myślenia o liturgii. Poza tym, wymawiamy go w rozumieniu takim, że oto „ja, człowiek”, „nie jestem godzien” – non sum dignus! Nie jestem godzien tego, co dla mnie przygotował i co dla mnie wysłużył Jezus Chrystus.
Nikt z nas nie jest godzien, a cieszymy się tylko łaską, że Bóg nam dozwala, że Bóg nam jej udziela. To jest moment uświadomienia sobie naszej ludzkiej kondycji, nawet jeśli jesteśmy po spowiedzi. Nic się nam nie należy, na nic nie zasłużyliśmy, a tylko Bóg łaskawie i w wielkim swoim Miłosierdziu udziela nam siebie.
Kolejną niewłaściwością jest towarzyszenie księdzu i wypowiadanie z nim równolegle słów czy to przy konsekracji chleba lub wina, w czasie przeistoczenia, czy w innych częściach modlitwy eucharystycznej lub innych momentach, gdy słowa ma wypowiadać tylko sam kapłan.
Zakończenie Mszy Świętej
Dużym błędem jest przedwczesne wychodzenie z kościoła. Po błogosławieństwie nie siadamy, ale stoimy przynajmniej do tego momentu, aż ksiądz, wraz z ministrantami, opuszczą prezbiterium i wyjdą do zakrystii. Dopiero wtedy możemy przyjąć postawę siedzącą. Dobrze jednak jest, aby te ostatnie chwile po mszy św. spędzić na kolanach dziękując Bogu za łaskę uczestnictwa we mszy św. i odmawiając inne, swoje prywatne modlitwy, zanim opuścimy świątynię. Warto wiedzieć, że pieśń kończąca nabożeństwo również należy do części liturgii, a więc byłoby nietaktem opuszczanie Domu Bożego przed jej zakończeniem.
Na koniec tych uwag trzeba dodać, że osoby z dolegliwościami, które mają trudność z klęczeniem lub przyklękaniem lub z dłuższym pozostawaniem w postawie stojącej, mogą przyjąć postawę siedzącą i nie jest to żadnym nadużyciem.
Pan Bóg nie wymaga od nas rzeczy niemożliwych lub ponad nasze siły. Dlatego bądźmy wyrozumiali na widok kogoś, kto nie przyjmuje odpowiedniej postawy w liturgii, a np. cały czas siedzi lub stoi, bo nie wiemy z jakim problemem fizycznym zmaga się ta osoba, która wcale nie musi się odznaczać sędziwością lat. Po prostu nie sądźmy po pozorach. Jeśli brakuje miejsc siedzących w kościele, a my nie odczuwamy żadnych niedomagań w naszym ciele, to znakiem miłości bliźniego będzie ustąpienie miejsca osobie, u której widzimy trudność z fizycznym poruszaniem się lub dłuższym przebywaniem na własnych nogach.
Warto natomiast zwrócić uwagę na zwyczajne niedbalstwo i niechlujstwo, które zdarza się dzisiaj często, że ktoś [widać to zwłaszcza u młodych kobiet] zamiast uklęknąć przykuca, jakby stwarzając pozory klęczenia. Czy robi to ze względu na to, aby nie pobrudzić swojej garderoby na kolanach czy z jakichś innych, trudno odgadnąć, ale trzeba jasno powiedzieć: nie ma “postawy kucającej” podczas naszych nabożeństw. Kojarzy się ona z czymś biegunowo odległym od czynności modlitwy i szczerej postawy uniżenia przed Bogiem. W takim przypadku nie tylko warto, ale koniecznie trzeba zwrócić uwagę.
Podobnie, na niechlujnie wykonywany znak krzyża na sobie, co jest “plagą” wśród młodych i starszych. W tych “drobiazgach” uwidacznia się nasz szacunek dla Pana Boga i łączy się z miłością, którą Bogu jesteśmy winni. W takim duchu wychowujmy samych siebie i najmłodszych uczestników naszych świętych zgromadzeń w kościele.
Gdybyśmy uświadomili sobie co tak naprawdę dzieje się podczas każdej Mszy Świętej, że każdy gest czyniony przez kapłana ma swoje odzwierciedlenie w pewnym momencie męki Chrystusa, np moment ofiarowania chleba i wina to moment, gdy Pan Jezus jest okrutnie biczowany a łamanie Hostii to moment kiedy Pan Jezus Oddaje Bogu Ducha – umiera, wówczas nie wiem czy potrafilibyśmy czynić coś innego jak zachować postawę klęczącą razem z Aniołami, którzy zstępują z Nieba, aby być obecnymi przy Boskiej Ofierze.