Post i trzeźwość jest przeciwstawieniem wady nieumiarkowania w jedzeniu i piciu, która po prostu polega na niewłaściwym wykorzystaniu darów Boga, które decydują o naszym zdrowiu fizycznym i o naszym życiu na ziemi – darów apetytu i smaku.
Jak podejść do tych darów, aby korzystanie z nich przynosiło chwałę Bogu i pożytek nam?
Po pierwsze, trzeba umieć dostrzec obfitość stołu, który przygotował dla człowieka na ziemi Bóg. Jako dobry Ojciec zatroszczył się o tak różnorodne dary, że to aż zdumiewa. Obfitość stołu jest wprost nieogarniona, począwszy od smaku czystej źródlanej wody czy zwykłego chleba, poprzez miód, który gromadzą pszczoły, aż po mięso łososia czy inne smakołyki.
Za te dary Boga, za wszystkie owoce, za wszystko, co spożywamy zarówno my, jak i nasi bracia pod równikiem czy wśród lodów Grenlandii, powinniśmy naszemu Ojcu nieustannie dziękować. To jest ów chleb, o który każdego dnia prosimy słowami: „Ojcze, chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”.
Do tego dochodzą umiejętności kulinarne, doskonalone przez człowieka w przygotowywaniu jeszcze bardziej smakowitych darów. Wiadomo, że kultura jedzenia, sposób przygotowywania posiłków są wykładnikami kultury człowieka. Po zachowaniu się przy stole i po jego bogactwie poznaje się między innymi stopień kultury ludzi. I za te kulinarne zdolności również powinniśmy Bogu dziękować.
Trzeba jednak dostrzec bolesny fakt, że przy tak bogato zastawionym stole, na całej ziemi, każdego roku, z powodu niedożywienia, a niekiedy z głodu, umiera około sto milionów naszych braci. Jest to jednak wina nie ich i nie Boga tylko nasza. Nie posiadamy umiejętności dzielenia się tym, co otrzymaliśmy; umiejętności wspomagania tych ludzi, którzy powinni na skrawku swojej ziemi znaleźć pożywienie. Tak było między innymi w Indiach, które przez całe wieki przeżywały dramat głodu, a dobrze postawiona reforma w ostatnich dziesiątkach lat sprawiła, że nie tylko głód im nie zagraża, ale Indie stały się eksporterem żywności. Jeśli ktokolwiek umiera z głodu, to jest w tym nasza wina.
Wołanie o chleb powszedni w „Ojcze nasz” jest zawsze wysłuchane. Jaka ilość chleba zostaje jednak zniszczona i kto za to poniesie odpowiedzialność, to jest już inna sprawa.
Wiedząc o bogactwie stołu, trzeba o tym pamiętać, że może zaistnieć przy nim niebezpieczeństwo zniewolenia. Człowiek może stać się niewolnikiem jedzenia. Droga do osiągnięcia cnoty umiarkowania jest tylko jedna: post ilościowy i post jakościowy. Jedzenie kiełbasy jest pożyteczne dla ciała. Dobrowolne zaś zrezygnowanie z jej jedzenia w piątek jest pożyteczne dla ducha. Na tym polega istota postu, czyli dobrowolnego rezygnowania z czegoś, co jest dobre. Post jest poligonem ćwiczenia silnej woli. Jeśli człowiek nie potrafi dobrowolnie zrezygnować z rzeczy dobrych, nie potrafi oprzeć się pokusie, która go atakuje, zakładając na haczyk przynętę z tego, co jest smaczne.
Opanowanie umiejętności wyrzeczenia się pokarmów to podstawowy warunek wolności człowieka i jego silnej woli. Człowiek, który potrafi dobrowolnie z czegoś zrezygnować, jest wolny. Jeśli potrafi to zrobić w odniesieniu do pokarmu, potrafi to również uczynić w odniesieniu do programu telewizyjnego, do pieniędzy, do kariery.
Post, który przez całe wieki był w Kościele pieczołowicie zachowywany, został w ostatnich dziesiątkach lat zlekceważony. Przeciwnikom chrześcijaństwa zależało na tym, aby ludzie byli duchowo słabi. Pod pretekstem, że współczesny człowiek jest mało odporny, zaczęto łagodzić wymagania postu. Nawet Kościół zaczął ustępować i dziś mamy coraz więcej ludzi duchowo słabych. Gdybyśmy zrozumieli, czym jest post, większość ludzi dobrowolnie opowiedziałaby się po jego stronie, dostrzegając w nim wielkie bogactwo. Jest to jeden z najpoważniejszych błędów, jaki został popełniony w ostatnich pięćdziesięciu latach. Zrezygnowanie z postu.
Zasadniczo mamy dwie praktyki postne. Jedna to post jakościowy; w piątki i w Wigilię Bożego Narodzenia rezygnujemy zjedzenia mięsa. W dwa dni w roku, w środę popielcową i w Wielki Piątek nie tylko zachowujemy post jakościowy, ale i ilościowy.
Trzeba to podkreślić, że wyznaczenie pewnych dni na post posiada określone wartości społeczne. Post jest wówczas wyznaniem wiary. W środę popielcową czy w Wielki Piątek nic jem, bo jestem katolikiem. To jest wyznanie naszej wiary.
Lekarze często wzywają pacjentów do zachowania diety. Dieta jest także postem, który określa inne słowo. Z punktu widzenia medycyny dla człowieka chorego rezygnacja z wielu pokarmów okazuje się zbawienna. Ten aspekt postu można by dokładniej rozpracować. Kościół, zalecając post, miał na uwadze zdrowie i siły swoich wiernych.
Obok postu drugim ważnym zadaniem jest wychowanie człowieka do wstrzemięźliwości. Alkoholizm jest chorobą woli, dlatego wszystkie działania zmierzające do jej umocnienia pomagają w przezwyciężeniu tej choroby. Jeśli alkoholik, a więc człowiek skłonny do picia, potrafi z niego zrezygnować, odzyskujemy wartościowego człowieka. To jest choroba zależna wyłącznie od człowieka, od siły jego woli.
Jeśli chorujący na nią człowiek zostanie dotknięty łaską Bożą i jego „chciałbym nie pić” zostanie zamienione na „nie chcę pić”, trzeba stanąć przy tym człowieku i pomóc mu w wytrwaniu. Skoro on chce i Bóg chce, i my też tego chcemy – szansa sukcesu jest duża. Wszyscy, którzy wyrwali się z tego nałogu, odwołują się do Bożej pomocy. To nie ja zwyciężyłem, to Bóg mi pomógł – powiadają. Możemy wspierać tych ludzi modlitwą, ponieważ kluczem do otwarcia drzwi łaski jest modlitwa. Wejście na drogę trzeźwości to jedno z wielkich zadań naszego narodu.
Ważne jest również wsparcie swoim przykładem dobrej woli człowieka uzależnionego. Postać księdza Stolarczyka, proboszcza z Zakopanego, jest owiana legendą. Był to człowiek dużego formatu. Wśród opowieści o nim jest i taka. Proboszcz zwraca się do pijącego nałogowo górala:
– Mógłbyś przestać pić? – A on mu odpowiada:
– Mógłbyś przestać palić fajkę? – A wszyscy wiedzieli, że proboszcz był nałogowym palaczem fajki. Jednak powiedział:
– No, mógłbym. Ja od dziś nie palę, a ty od dziś nie pijesz. – A góral mówi:
– Słowo?
– Słowo!
Wsparty postawą proboszcza, wiedząc, że dla księdza fajka była tak nieodzowna, jak dla niego bimber, potrafił wygrać z nałogiem.
W tym kontekście możemy odkryć wartość postawy człowieka, który nie jest alkoholikiem, ale nie weźmie do ust ani kropli, aby wspierać swego brata, swego ojca, swoją siostrę. Czasami duchowo, bo jeszcze go nie rozumieją, ale on chce ich wspierać. Jakże bardzo potrzeba nam takich ludzi.
Proszę zwrócić uwagę na to, jak ci, którzy częstują alkoholem, namawiają, aby wypić choć trzy kropelki. A dlaczego zależy im na tych trzech kropelkach? Dlatego aby nimi można było usprawiedliwić ich picie. Bo jeżeli ktoś powie: – Nie piję – to on ich nie usprawiedliwia, on wzywa ich: – Wy również nie pijcie.
Dziś w naszym społeczeństwie jest bardzo potrzebne świadectwo człowieka, który częstowany potrafi podziękować i nie pić.
Ewangeliczny wymiar podejścia do alkoholu nie jest oparty na całkowitej z niego rezygnacji. Opatrzność każe nam dziś snuć to rozważanie w Kanie Galilejskiej, gdzie Chrystus częstuje wszystkich bardzo dobrym winem.
Święty Jan Chrzciciel nie pił. Ukazał tym jedną z dróg Ewangelii, na której liczy się świadectwo. Jego wielki autorytet moralny podnosi wagę świadectwa, jest wezwaniem do nawrócenia, do umocnienia woli. Pan Jezus pił wino, dlatego krytykujący Go faryzeusze nazywają Go pijakiem. W Ewangelii słowo pijak występuje jeden jedyny raz i jest skierowane do Chrystusa, On według faryzeuszy jest pijakiem. Wino jest darem Pana Boga, alkohol jest również Jego darem. Mądre podejście do tego daru decyduje o wielkości człowieka.
Częstujemy winem czy sięgamy po wino z tytułu gościnności? Nie myślę o wielkiej ilości alkoholu w żołądku, ale o jego obecności w ustach. Nie żołądek, nie głowa ani nie nogi są docelowym punktem działania alkoholu, lecz usta i smak; alkohol rozwiązuje język i czyni ludzi bardziej towarzyskimi.
Co robić, aby opanować sztukę mądrego podejścia do picia? Droga jest zasadniczo jedna. Należy uczyć się, tak jak siostra zakonna uczy dzieci. Piotruś, który wszystko, co dostanie, musi natychmiast rozpakować i zjeść, otrzymuje razem z innymi cukierki. Siostra pyta, kto potrafi ten cukierek, który teraz weźmie, zjeść dopiero po programie telewizyjnym.
Kilkoro dzieci oświadcza: – My potrafimy! – To proszę cukierek położyć przed sobą; zjecie go po programie. – Piotruś oświadcza: – Ja nie potrafię. Rozwija cukierek i zjada go od razu. Na drugi dzień siostra powiada do Piotrusia: – Jeżeli potrafisz to ciastko zostawić, to ja ci dam jeszcze drugie i zaniesiesz je swojej chorej siostrze. – Piotr z radością powiada: – A to ja potrafię. Jeżeli dostanę ciastko dla mojej siostry, to ja zaczekam. – I czeka. Otrzymuje drugie ciastko i niesie je do domu dla swojej siostry.
Po trzech tygodniach potrafi się swoim ciastkiem podzielić. – Proszę mi dać to ciastko, ja zjem połowę, a drugą połowę zaniosę siostrze. Po kilku miesiącach bierze cukierek i pyta: – Proszę siostry, czy ja mogę ten cukierek zanieść mojej siostrze?
Jest to cały proces wychowania; swoje ciastko zaniesie malec siostrze; następuje zamiana „nie potrafię” w „potrafię”. Ważna jest mądra, decyzja. Czy Piotruś ma cztery lata, czy pięćdziesiąt trzy lata, metoda jest ta sama. Nie ma innej.