EUCHARYSTIA
Eucharystia, bez cienia wątpienia, jest sakramentem, który stanowi Serce Kościoła. Jednak pojęcie “Eucharystii”, jako sakramentu, może się nie jednemu trochę mylić z “Eucharystią”, jako sprawowaną mszą św. – tak często się to słyszy dziś w naszych kościołach. Wynika to z tego, że termin ten (w moim subiektywnym mniemaniu) jest jakby nadużywany wobec mszy św., która jest przecież “wydarzeniem dynamicznym”, dokonywaną Ofiarą Jezusa Chrystusa, w której dopiero niejako rodzi się i zawiera Sakrament Najświętszej Eucharystii. A jako taki ma charakter “statyczny”, charakter “sakramentalnej obecności Jezusa Chrystusa”. Nie trudno to pojąć, klęcząc na adoracji przed tabernakulum. Z tego, co się dowiadywałem, w czasach jeszcze przed Soborem Watykańskim II, Mszy św. nie nazywano tak po prostu i tak często jak dziś Eucharystią, zachowując przy tym zawsze pewien kontekst i konieczny ład, po prostu porządek pojęć teologicznych, co już nie jest tak oczywiste dzisiaj. Być może wynika to z przeakcentowania elementu “Uczty Eucharystycznej”, o której częściej się dziś mówi w odniesieniu rozumienia do mszy św.? Być może…, ale to odrębny temat, który warto zgłębić przeczytawszy wcześniej “Mediator Dei” pap. Piusa XII.
Poniższe omówienie Eucharystii jako Sakramentu skupia się więc konsekwentnie na “statycznym” jej zrozumieniu, choć, co oczywiste, nie da się sztucznie wydestylować “Eucharystii” z dzieła Najświętszej Ofiary Naszego Zbawiciela. Jej zbawiennym owocem jest Eucharystia.
SPIS RZECZY
I. WSTĘP
1. Trzy dziedziny zainteresowań
2. Czym jest Eucharystia.
II. EUCHARYSTIA WEDŁUG PISMA ŚW.
III. ŚWIADECTWO KATAKUMB O EUCHARYSTII
IV. ŚWIADECTWA OJCÓW KOŚCIOŁA, PISARZY I DOKTORÓW KOŚCIOŁA O EUCHARYSTII
V. „DYSPUTA O PRZENAJŚWIĘTSZYM SAKRAMENCIE”
VI. O KOMUNII ŚWIĘTEJ
VII. ZAKOŃCZENIE
I. WSTĘP
1. TRZY DZIEDZINY ZAINTERESOWAŃ
a) Ludzie, którzy szukają tylko „Chleba”
„Panie, daj nam zawsze tego chleba” (J. VI, 34)
Było to w końcu drugiego roku publicznego nauczania. Pan Jezus przeprawił się na drugą stronę jeziora Genezaret w okolice Betsaidy (Julias). Ponieważ wielkie tłumy ludzi szły za Nim, Jezus, by nie niszczyć pól, udał się na puszczę i tam wszedłszy na górę nauczał. Gdy dzień się chylił ku wieczorowi, apostołowie przypomnieli Mu, że ludzie są głodni a żywności nie ma gdzie kupić. Jak gdyby dla podkreślenia trudnej sytuacji, Jezus, zwracając się do apostołów powiedział: „Dajcie wy im jeść”. Okazało się jednak, że wśród obecnych jest tylko jedno pacholę, posiadające pięć chlebów i dwie ryby. Bóg nie czyni cudów bez potrzeby. Wyjście tłumów na puszczę było uzasadnione, wszak szli słuchać słowa Bożego. Stwierdzono, że rzesze już nie mogą pójść po żywność do oddalonych osiedli, ani też apostołowie nie mają czym ich nakarmić. Dlatego Jezus Chrystus rozmnożył chleb i nakarmił rzeszę pięciotysięczną, nie licząc kobiet i dzieci.
Rzesza pouczona i nakarmiona powinna była — zdawałoby się — wrócić do swych domów, lecz gdy to nie nastąpiło, Jezus, jak gdyby celowo, odszedł od niej i przeprawił się na drugą stronę, tak że na próżno Go szukała. Gdy w końcu znalazła Chrystusa nauczającego w synagodze w Kafarnaum, Pan Jezus zganił zebranych mówiąc: „Szukacie mnie nie dlatego, żeście widzieli cuda, ale że pożywaliście chleb i nasyciliście się”. (J. VI, 26)
Można przypuszczać, że pójście tłumów za Jezusem na puszczę było szczere, w intencji słuchania nauk. Lecz powodzenie psuje ludzi. Oto teraz, gdy spróbowali chleba zdobytego bez pracy, gotowi iść za Jezusem, szukają Go, lecz już z intencją nie tak czystą, jak była pierwsza. A może myśleli i o słuchaniu Jego słów? Jeżeli Chrystus zrobił im ten zarzut, że dla chleba idą za Nim, to większość tych ludzi zapewne musiała na to zasługiwać. Pan Jezus ganiąc ich mówi do wszystkich. Nie można jednak przypuszczać, że nie było tam wyjątków: zapewne byli tacy, którzy szli za Jezusem tylko dla samej nauki, jak również i tacy, którzy oba cele, zdobycie chleba i nauki, łączyli razem. Te jednak dwie ostatnie kategorie ludzi były tak nieliczne, że nie zmieniały charakteru całości, którą Jezus skarcił.
Powyższe opowiadanie to fakt historyczny, podany przez Ewangelie: podział słuchaczy na trzy grupy, jako komentarz wynikający z analizy tekstu przez analogię, można zastosować i do ludzi współczesnych.
a) Ludzie szukający tylko chleba to jest pierwsza kategoria, należy więc ją najpierw omówić.
Pragnienie jedzenia i picia bywa najbardziej natarczywe, jest bowiem konieczne dla utrzymania życia, dlatego też obejść go nie można, gdyż wtedy narzuca się ono z nieprzepartą siłą na jawie i we śnie. Znane są w Niemczech obrazy zatytułowane „Schlaraffenland”, czyli bajeczny kraj dosytu. Najbardziej z nich wymowny jest obraz niderlandzkiego mistrza Brueghla. Oto co on przedstawia:
Na wzgórku przed gospodą leży trzech śpiących, zmęczonych pracą mężczyzn. Są to przedstawiciele trzech zawodów: włościanin legł na cepie, którym niedawno pracował; nauczyciel położył obok siebie książkę, i żołnierz, który zdjął szyszak a lancę rzucił sobie pod nogi. Wszyscy głowami są zwróceni do niewielkiego okrągłego stołu, na którym ułożono najbardziej pożądane pokarmy: mięso, drób, jarzyny i ciasto; są one przedmiotem ich marzeń we śnie. Powtarzają się one nieustannie we wszystkich częściach obrazu, ponieważ zapełniały świadomość śpiących na jawie. Oto obok nich na małym podwórku rozłożona jest tu i ówdzie serwetka, a na niej smakowite kurczę; tu jajko już ugotowane przechadza się na własnych nóżkach, a tam umyka pieczone prosię. Przez otwarte okno poddasza wychylił się rycerz, do otwartych jego ust leci pieczone kurczę; nad nim na dachu ułożone są talerze z przeróżnymi daniami. Ten nadmiar dóbr spożywczych najlepiej przedstawia nieco oddalony gość z prawej strony obrazu. Podszedł on do góry składającej sią ze słodkiej bitej pianki i pełnymi garściami kładzie do ust niespodziany na tym miejscu deser.
Czasem potrzeba jedzenia i picia, występuje nie tylko w chwilach głodu. Bywają i tacy ludzie, u których ona przechodzi w naczelne dążenia życiowe, przejawiające sią w różnych postaciach i w różnych chwilach życia. Mówimy wtedy o typie człowieka trawiennym. Codzienna obserwacja wskazuje, że istnieje typ ludzi brzucha; „bogiem ich jest brzuch” (Fil. III, 19).
Wystarczy zajrzeć do „Ogniem i mieczem” Sienkiewicza, by poznać ten typ w panu Zagłobie. Zaledwie obrano go na regimentarza nad chorągwiami zebranymi pod Białymstokiem, przy bardzo silnych, choć dyskretnych z jego strony sugestiach, a natychmiast jedną z najważniejszych jego trosk było — zresztą słusznych w danej chwili — zaprowiantowanie: „Naprzód wiwendy tyle zgromadzić, jakobyśmy mieli oblężenie wytrzymać”.
— Ależ to szlachta będzie w niebogłosy krzyczeć — zauważył Skrzetuski — jeżeli im się plon i dobytek zabierze.
— Więcej mi znaczy wojsko niż szlachta. Niech krzyczą — odparł Zagłoba, który w czasie dyskusji i snucia swych projektów przed zebraną starszyzną, często przerywając mowę, zwracał się do Wołodyjowskiego mówiąc: „Miodu, Panie Michale!” Gdy po długich oczekiwaniach nadciągnął wreszcie wojewoda witebski Sapieha, pan Zagłoba wystąpił z ucztą tak wspaniałą, jakiej dotąd w obozie nie było. Jedli wszyscy i pili.
U niektórych ludzi jedzenie i picie podnosi się do poziomu kunsztu, sztuki, chwalą się nieraz tym i głowę wysoko noszą jak wielcy artyści, jak Rafael lub Rubens. Są to tak zwani smakosze.
W Paryżu przy jednej z ulic wychodzących na Plac Italii (Place d’Italie) po obu jej stronach znajdują sią dwie restauracje: jedna „U króla łakomczucha” (Au Roi Gourmand), a druga ,,U króla smakosza” (Au Roi Gourmet). Do nich mieszkańcy Paryża nieraz prowadzą swych zagranicznych gości, by dać im poznać kunszt francuskiej kuchni a zarazem delikatność podniebienia i subtelność smaku obu królów (Ludwika XIV i Ludwika XV), którzy wyciągając bajońskie sumy z poddanych, umieli zużywać je nie tylko na wojsko i wojny prowadzone na obcych ziemiach, ale też i wydawać w kraju. Za mało im smakowały obiady w Luwrze i Wersalu; każdy z nich miał swoją ulubioną restaurację, gdzie spędzał czas i zalewał gardło. Wiemy, jaki los spotkał następców Ludwika XIV i XV.
To, że ludzie pracujący, głodni i zmęczeni śnią o pokarmach — jest mniej dziwne; trudniej natomiast usprawiedliwić Zagłobę i otoczenie, że w ciężkiej dla narodu chwili, jedli i pili za podatki, wymuszane na ludziach. Zupełnie nie można usprawiedliwić Ludwików, którzy wtedy, gdy kraj finansowo staczał się do przepaści, w tak wyszukany sposób dogadzali swemu podniebieniu.
Bywają szkody psychiczne zbytniego zajęcia się stroną fizyczną życia na razie mniej dostrzegalne, które jednak mszczą się na całości życia, gdy ono zbliża się ku końcowi.
„Gdzie skarb twój, tam i serce twoje” (Mt. VI, 21). Powyższe zdanie Pisma św. wskazuje na powszechnie znany, choć niedostatecznie oceniany w swych następstwach fakt, że do rzeczy materialnych, które człowiek w życiu wysoko ceni, tak się przywiązuje, że uważa je za najważniejsze, nawet wtedy, gdy bieg życia zbliża się ku końcowi.
Przed nim otwiera się pustka, nicość, a niekiedy przepaść. Wtedy czuje on, że grunt usuwa się pod jego nogami i zaczyna rozumieć sens słów Pisma Św.: „Duch jest tym, który ożywia, ciało nic nie może” (J. VI, 64) i „Zdążajcie do tego, co jest wzniosie… miłujcie, co na szczytach jest…” (Kol. III, 1, 2).
b) Ludzie, którzy szukają w życiu nauki i piękna.
Nauka dziś jest niezwykle ułatwiona i dostępna dla każdego pragnącego zdobyć wiedzę. Liczba szkół wszelkiego rodzaju tak wzrosła, że dziecko zamieszkałe na najgłębszej prowincji, posiada wszelkie dane ku temu, by przejść wszystkie stopnie szkoły, a więc i te, które są tylko w wielkich miastach i noszą nazwę wyższych. Nie ma jednak nauki bez samokształcenia, czytelnictwa i osobistej pracy w bibliotekach. Toteż dla ludzi pracujących na najwyższym szczeblu nauki, sztuki i literatury, istnieją biblioteki uniwersyteckie lub miejskie wspaniale zaopatrzone.
Wejdźmy na chwilę do biblioteki naukowej jakiegoś wielkiego miasta. Duża sala, a w niej stoły urządzone tak, że każdy pracujący siedzi jakby przed obszernym biurkiem z szufladą, kluczem, lampą, atramentem i bibułą. Stale przynoszą i odnoszą potrzebne mu książki. Biblioteka jest otwarła od wczesnego rana do późnego wieczora. A w niektórych miastach można w niej otrzymać: śniadanie, obiad i kolację, jest nawet wanna i fryzjer. — Są to pewne udogodnienia, jak gdyby zbyteczne w normalnych warunkach, ale trzeba wiedzieć, że istnieją ludzie tak oddani nauce i tak ceniący swój czas, że kilka godzin spędzonych poza biblioteką i pracą, już może opóźnić wykończenie ich dzieła. Naturalnie, że przychodzą i tacy, których głównym celem jest zobaczenie znajomych, miła pogawędka i zebranie nowości.
Naukowa droga życia wydaje się niektórym ludziom piękniejsza od innych, a to dlatego, że prowadzi wciąż do nowych zdobyczy w dziedzinie wiedzy i pozwala na obejmowanie coraz szerszego horyzontu myśli i coraz lepszego rozumienia zjawisk świata. Nie jest łatwo ją opisać czy też opowiedzieć w kilku słowach. Może jednak nam w tym dopomóc sztuka.
Wspinanie się na góry, wznoszenie się po wąskiej a nieraz i stromej ścieżce coraz wyżej i wyżej, zdawałoby się ku słońcu, ogarnianie wzrokiem coraz szerszych horyzontów i uzyskiwanie wciąż piękniejszych widoków — jest to symbol pracy i drogi naukowej.
Powyższą myśl można odczytać w obrazie Richtera.
Dwoje młodych wybrało się na wycieczkę w góry; że o wycieczkę chodzi, wskazuje na to plecak na jego ramionach i spore zawiniątko w jej ręku oraz góry, zarysowujące się przed nimi na horyzoncie. On coś jej z zapałem opowiada, ona wdzięcznie go słucha; tam, gdzie dwie płci pracują razem, nie bywa inaczej.
Na początek drogi wskazuje też i otoczenie; oto mały chłopczyna bawi się koło nich, baranki, kózki skaczą obok. Tak, to jest początek: od razu nie zrywa się z życiem codziennym i nie odsuwa się od niego; to przyjdzie potem, w miarę potrzeby i podziału zatrudnień.
Są na początku drogi, a już na horyzoncie zarysowują się przed nimi kontury zamku na wysokim szczycie. To jedno z miejsc, które wypadnie zdobyć z trudem; można je porównać z pierwszym osiągnięciem młodych w ich pracy naukowej.
Praca daje młodzieży szerszy pogląd na świat, lepsze rozumienie rzeczy, daje stopnie i zapewnia stanowisko w życiu, czego symbolem jest to patrzenie ze szczytów na szeroki horyzont.
Wiek męski dostarcza licznych okazji do zastosowania nabytej wiedzy w życiu i pracy dla społeczeństwa. Podobnie jak zboże przynosi omłot kłosów a drzewo owoce, tak człowiek pozostawia po sobie zdobycze swego życia w postaci: prac naukowych, dzieł społecznych, lub dobrze wychowanych dzieci, przyszłych obywateli społeczeństwa i kraju.
Starość? Szczęśliwy, komu ona pozwoli jeszcze pożytecznie pracować tak, jak pracował. Niektórzy pożywają małe owoce z tego, co już zrobili w życiu, a jeszcze inni korzystają z przynależnej im renty.
Takie jest koło, które zatacza życie ludzkie i tego odmienić nie możemy. Przychodzimy na świat i odchodzimy nie z własnej woli. Mogą nas zapytać tylko o to, cośmy z życiem zrobili.
Są jednak ludzie, którzy grzeszą jednostronnością swego kierunku, co zauważają nieraz dopiero w końcu życia. Inni oddają się przyjemnościom zmysłowym, jedzeniu i namiętności. Jeszcze inni zamieniają w ciągu życia gruntownie swą linię, nie bacząc na wielką stratę czasu i energii. Zresztą, nie zawsze bywa możliwy taki zwrot. Przykładem podobnego postępowania w życiu jest Faust — Goethego, któremu autor kilka razy pozwolił rozpocząć start życiowy.
Henryk, bohater z utworu „Faust” Goethego, całe życie przesiedział nad książkami i foliałami, i dopiero w późnej starości, jak gdyby zbudzony ze snu, stwierdza z żalem, że zbyt jednostronnie zużył swe życie, nie uzyskując tego, czego pragnął. Odmłodzony przez Mefista zaczyna życie na nowo i zdobywa miłość Małgorzaty. Miłość ta kończy się dla nieszczęsnej uwiedzeniem i śmiercią w więzieniu.
Faust rozpoczyna jeszcze raz nowe życie, w którym oddaje się pracy dla innych. Umiera na zielonej wyspie, wyrwanej morzu jego własną pracą i podarowanej ludziom. W swych ostatnich słowach życie nazywa chwilą: „Trwaj chwilo! O chwilo, jesteś piękna!”
Duszę Fausta unoszą do nieba aniołowie śpiewając:
„Kto zawsze naprzód w trudzie szedł, ten może być zbawiony!”
Tam przed tronem „Mater Gloriosa” znajduje on obok Marii Magdaleny, Marii Egipcjanki i Samarytanki, klęczącą już Małgorzatę, która pokutą swą wysłużyła mu zbawienie.
Odrodzenie i rozpoczęcie życia od nowa bywa możliwe, choć nie w tej postaci, jaką widzieliśmy w Fauście. Mało też się znajdzie takich kobiet, które potrafiłyby dokonać podwójnej ekspiacji: za siebie i za umiłowaną osobę.
Przy wyborze dróg życiowych trzeba przede wszystkim pamiętać o tej, którą Chrystus nazywa „najlepszą”, a która nam „nie będzie odjęta” (Łk. X, 41—42).
c) Ludzie, którzy szukają w życiu Boga, ale zbyt mało pamiętają o obowiązku posiadania Go.
A jak interesują się niektórzy własnym duchowym życiem? Jak odbywa się przyjście Chrystusa do duszy? Nie jest to łatwo opowiedzieć dokładnie i zrozumiale dla wszystkich, a tym bardziej — dać zwięzłą odpowiedź na postawione wyżej zapytania. Łatwiej tę prawdę wyjaśnić, korzystając z analogii i symboli tak, jak to czynią malarze i poeci. Dopiero po pierwszym głębszym zrozumieniu zagadnienia można je przedstawić umysłowi i lepiej wyjaśnić opierając się na tekstach Pisma św., ojców Kościoła i filozofii wraz z teologią.
Sięgając do arcydzieł sztuki, zwróćmy się myślą do obrazu jednego z najgłębszych malarzy angielskich, tzw. szkoły prerafaelitów, który namalował Holman Hunt. Artysta zatytułował go „Światłość świata” i umieścił w muzeum w Oxfordzie. Ponieważ wyjechał w podróż do Palestyny, oglądający obraz uważali go za zagadkę którą mistrz pozostawił publiczności. Dlatego znakomity poeta i filozof Ruskin, zwiedzając muzeum i rozważając treść obrazu, napisał objaśnienie, jakie zostało wydrukowane i złożone w muzeum dla pożytku zwiedzającej publiczności.
Objaśnienie to rozwija i komentuje słowa św. Jana: „Oto stoję u drzwi i kołacę, jeśli kto usłyszy głos mój i otworzy mi drzwi, wnijdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną” (Apok. III, 20).
Obraz Hunta głęboko ujmuje mistyczne znaczenie Eucharystii, dlatego i obecny opis częściowo na nim oraz na objaśnieniu Ruskina się opiera. Oto przed nami niewielki domek, raczej chatka w lesie. Drzwi doń są zaryglowane, a zamki i gwoździe okryła rdza.
Próg i drzwi są mocno zarośnięte gąszczem i chwastami; rośnie tam pokrzywa, pnie się bluszcz i dzikie wino, widać też i kłosy zboża, ale nie dające owocu. Na ścieżce pokrytej zielskiem, na której pełza ślimak i jakieś małe plaży, ukazuje się Chrystus już zmartwychwstały, ale w cierniowej koronie i narzuconym szkarłatnym płaszczu na białą tunikę. Te znaki męki raczej wyglądają na symbole tego, co Chrystus już przeszedł za Swego ziemskiego życia. Na śnieżnej białości tunikę narzucono szkarłatny płaszcz królewski, bogato obramowany i spięty klamrą, wysadzaną drogimi kamieniami, w czym można poznać racjonał arcykapłana Starego Testamentu, symbol jego najwyższej władzy; korona cierniowa na głowie jest uzupełnieniem, dodatkiem do korony ze złota, toteż kolce rozkwitają wydając liście.
Wymienione szczegóły wskazują, że Chrystus występuje na obrazie jako prorok, kapłan i król. Biała szata jest oznaką żyjącej w Nim siły Ducha Świętego i wskazuje na proroka; wyłożony drogimi kamieniami napierśnik pozwala poznać Jego arcykapłańską godność; złota królewska korona, przepleciona cierniami, upiększa głowę Chrystusa, ale te ostrza nie są obrazem śmierci, gdyż z nich wychylają się świeże, zielone i miękkie liście. One symbolicznie podkreślają zbawienie, które wyrosło dla wszystkich z cierpień Mesjasza. Chrystus idzie z latarką, zbliża się do drzwi i nieśmiało puka, jak gdyby mówiąc: „Domku ludzkiej duszy, otwórz mi swe drzwi! Ja wejdę do ciebie z moją światłością i będę u ciebie przebywał i ty ze mną”.
Jest to streszczenie szeregu myśli, wypowiedzianych w różnych okolicznościach przez Chrystusa, a mających na celu skłonienie duszy ludzkiej, by pozwoliła Mu wejść razem ze swą światłością i w niej przebywać: „Oto stoją u drzwi i kołaczę, jeśli kto usłyszy głos mój i otworzy mi drzwi, wnijdę do niego i będę z nim wieczerzał a on ze mną” (Apok. III, 20) i „Jam jest światłość świata, kto idzie ze mną nie chodzi w ciemnościach, ale będzie miał światłość żywota” (J. VIII, 12).
Ponieważ obraz posiada wiele szczegółów pełnych symbolizmu i wskazujących bliżej, o kim myślał artysta przedstawiając duszę ludzką jako domek dlatego warto się nad nim zastanowić. Artysta bez wątpienia ujął kilkoma szczegółami główne wady ludzkie; tzw. grzechy główne.
Popatrzmy: oto opuszczony domek tonie w gąszczach i chwastach, ścieżka zarośnięta — to lenistwo człowieka, który w nim mieszka. Domek zapuszczony jest niedostępny dla innych, gdyż nikt z sąsiadów doń nie zagląda. Oddzielił się, zamknął się w sobie — to obraz pychy. Taki człowiek często nie rozumiejąc innych wybucha gniewem. Po drodze zanieczyszczonej, zarośniętej i niedostępnej dla ludzi, z łatwością przedzierają się tylko płazy, przyziemne, niskie dążenia, to —nieczystość i zazdrość lub jeszcze bardziej materialne dążenia —łakomstwo dóbr doczesnych i obżarstwo jako nie umiarkowanie w jedzeniu i piciu. Tu są symbole wszystkich siedmiu grzechów głównych.
Do człowieka uwikłanego i skrępowanego przez jeden z powyższych grzechów głównych, które nie chodzą na ogół same zbliża się Chrystus i cichym szeptem przemawia do duszy: „Otwórz mi drzwi, a oczyszczę twój domek ze wszystkich brudów, wymiotę go. wybielę i będę z tobą przebywał; oblicze twe rozjaśnię światłem gwiazd a szaty twe uczynię bielsze od śniegu; od zórz porannych i od jutrzenki zaczerpnę światła dla duszy twojej, a umysł twój otoczę promieniami pełnymi słońca”.
Tak człowiekowi wierzącemu, gdy wpadnie w grzech śmiertelny, przedstawia się stan łaski, którą utracił a którą pragnąłby odzyskać. „Dziś, gdy usłyszycie głos Jego, nie zatwardzajcie serc waszych” (Hbr. III, 7) mówi Pismo św.
I cóż wtedy odpowie taki człowiek na wezwanie Pańskie, gdy znajdzie się całkowicie w sytuacji zaniedbanego domku? Odważyć się może tylko na słowa setnika: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiony sługa mój” (Mt. VIII, 8), W tym wypadku może dodać: Powiedz tylko słowo, a będę uleczony ja sam.
I Jezus takie Słowo wypowiada. Zza kratek konfesjonału rozlega się głos i słowa „Ego te absolvo…” Przywracają one czystość duszy. Tak, tylko Sakrament Pokuty może w tej sytuacji pomóc, by nie stracić, nie zmarnować tego zbliżenia się Chrystusa do duszy, gdy On chce do niej wejść.
Teologia uczy, że podobne zbliżenia się nie są rzadkie, są to działania Chrystusa przez tak zwaną łaskę pierwszą (gratia prima). Bóg sam rozpoczyna Swe działanie, zapalając w duszy pierwsze nieśmiałe płomyki dobrych myśli, tęsknot do lepszego życia i dobrych uczynków. Są one delikatne, nieprzymuszające i nieprzynaglające. Od nas zależy, czy je podejmiemy, uczynimy własnymi lub pozwolimy, by dla nas przepadły, łub może trafiły na lepszą glebę u innych ludzi.
Oczyszczenie domku — to spowiedź, wejście weń Chrystusa — to Komunia święta.
2. CZYM JEST EUCHARYSTIA?
EUCHARYSTIA JEST TO:
a) CHRYSTUS MIESZKAJĄCY NA ZIEMI,
b) CHRYSTUS PRZYCHODZĄCY NA ZIEMIĘ W OFIERZE MSZY SW.
I c) CHRYSTUS WSTĘPUJĄCY DO DUSZ NASZYCH W KOMUNII ŚWIĘTEJ
Ad. a) Chrystus mieszkający na ziemi.
Jeżeli zapylamy małe dziecko po Pierwszej Komunii św., gdzie mieszka Pan Jezus to wskaże paluszkiem na kościół i powie: tam w kościele; a jeżeli podobne pytanie postawimy w gmachu kościoła, ta wskaże na tabernakulum. Wszyscy chrześcijanie katolicy wiedzą o tym, gdzie mieszka Chrystus, tylko nie zawsze ten fakt sobie uprzytamniają dostatecznie.
Uwagę ich pociągają bardziej rzeczy zewnętrznie podkreślone przez Kościół odpowiednimi obrzędami i uroczystościami. Pamiętamy o świętach Bożego Narodzenia, Wielkanocy, o uroczystościach Najśw. Maryi Panny, np. o majowym i październikowym nabożeństwie. Pamiętamy również o świętach Pana Jezusa, którego przez to czcimy i który to wszystko spowodował.
Jest jednak jeden dzień, który nie posiada żadnych uroczystości, a jednak pozwala uczcić Chrystusa, przebywającego stale na ziemi pod postaciami chleba, mimo i właśnie dlatego, że jest w tej chwili jak zawsze cichy i ukryty, ale szczególnie wtedy naprawdę najwięcej opuszczony przez ludzi. Jest to Wielki Czwartek po przeniesieniu Pana Jezusa do ciemnicy. Trwa ta chwila przez całą noc aż do Mszy św., czyli liturgii Wielkiego Piątku.
Wejdźmy do jednego z najbardziej znanych, historycznych naszych kościołów, np. do kościoła św. Krzyża w Warszawie. Jest to kościół, w którym najpierw zaczęto odprawiać Gorzkie Żale. Z lewej strony prezbiterium przez całą jego długość ciągnie się kaplica Matki Boskiej, w której zwykle urządzają ciemnicę. Na ołtarzu za zasłoną znajduje się Przenajświętszy Sakrament, a przed Nim płonie sześć świec. Zgodnie z liturgią tego dnia -nie ma tu żadnych kwiatów, ani upiększeń, ani dodatkowych świateł. A mimo to, choć nie ma tu kapłana a tylko zakrystianin od czasu do czasu przychodzi, by poprawić świece i cicho pełni swój obowiązek, kaplica jest zajęta przez ludzi.
Jedni wchodzą inni wychodzą w ciszy i spokoju oraz świętej zadumie i powadze. Każdy z nich poklęczy kilka minut, pól godziny lub nawet godzinę, jak komu czas pozwala. Ci, co klęczą w cichej adoracji, przyszli tu nie dla pokazania i zobaczenia strojów. Przywiodła ich najgłębsza potrzeba uczczenia Pana Jezusa, odwiedzenia Go w lej chwili historycznej, liturgicznie powtarzającej się co roku, gdy On był sam w ciemnicy, gdy Go żołnierze i słudzy arcykapłańscy wyszydzali, bili i znieważali, Jego, który jak sam to powiedział wydobywającemu miecz Piotrowi w chwili pojmania w Ogrójcu: „Schowaj miecz twój do pochwy. Czyż mniemasz, żebym nie mógł prosić Ojca mego, a wysłałby mi zaraz więcej niż dwanaście hufców aniołów” (Mt. XXVI, 52, ,53). Tak to On w dniu W. Czwartku przebywa samotny i chętnie przyjmuje odwiedziny ludzi, których w porównaniu z nawiedzającymi „groby” przybywa niewielu, a najczęściej przychodzą słabi lub zajęci ciężką pracą. Wszak prawdziwa miłość nakazuje odwiedzać przyjaciół wtedy, gdy są smutni, samotni i opuszczeni.
Pan Jezus naprawdę mieszka na ziemi w kościołach naszych od bardzo dawna, od czasów pierwszych wieków i katakumb. Tylko wtedy świadomość tego faktu u ludzi głębokich i pobożnych nie była tak wyraźna, gdyż patrzono na Eucharystię więcej jako na niezbędny pokarm dla duszy, a mniej odczuwano i uświadamiano sobie, że w ten sposób przebywa na ziemi Bóg pod postaciami chleba. Zanoszono Eucharystię chorym, więźniom, przechowywano w domu, miano wielką pieczę, by cząsteczka nie spadla na ziemię, ale zawsze był to pokarm dający łaski; nie przedstawiano sobie jednak wyraźnie, że to jest sam Dawca łask. Osoba Boża, która dzieli z ludźmi ich ziemską dolę.
Wielu chrześcijan przez brak pamięci, a może wiedzy i uwagi dla tych prawd, i dziś jeszcze znajduje się na tym stanowisku. Toteż nic dziwnego, że w czasach średniowiecza, gdy ta prawda obecności Pana Jezusa w Przenajświętszym Sakramencie była rozważana i udowodniona przeciw zarzutom heretyków, niektórzy ludzie nie żałowali czasu i wysiłków życia, by Panu Jezusowi zgotować odpowiednie mieszkanie na ziemi. Powstawały nie tylko niebotyczne katedry (najbardziej znane w Paryżu, Mediolanie, Strassburgu, ale i w katedrach budowano piękne i wysokie domki dla przechowania Przenajświętszego Sakramentu. Zwykle były to wieże gotyckie, w których na wielu piętrach umieszczano rzeźbione postacie, wyobrażające sceny z życia Pana Jezusa. Największe i najwspanialsze jest tabernakulum wieżyczkowe katedry św. Wawrzyńca w Norymberdze.
Mistrz Adam Kraft przy pomocy kamiennych wieżyczek wznoszących się jedna ponad drugą wzwyż do 18 metrów, czyli aż do łuków gotyckich wiążących strop katedry, rozmieścił szereg scen z życia Pana Jezusa.
Architektonika struktury jest tak bogata, że w pierwszej chwili widz nie odróżnia pojedynczych scen. Wyjątek stanowi Ostatnia Wieczerza, która jest niezwykle plastycznie przedstawiona. Przez otwartą ścianę wieczernika widzimy dwóch apostołów, pierwszego i ostatniego z dwunastu. W przestrzeni pomiędzy nimi znajduje się natchniona tym co ma ustanowić, postać Chrystusa. Szereg scen wznosi się jedna nad drugą z bolesnej i chwalebnej części życia Chrystusa. Widoczne jest, że artysta chciał uwydatnić myśl triumfu życia nad śmiercią. Nad posadzką w cokole wykuta jest postać samego autora.
Choć cały gmach wsparty jest na jego plecach, klęczy on lekko jakby w tańcu trzymając w prawym ręku drewniany młot, a lewą czyni taki ruch, jakby przynosił w darze Chrystusowi to dzieło, które mu przygotował na ziemskie Jego mieszkanie.
Ludzie średniowiecza nie tylko tworzyli piękne tabernakula, ale też umieli czcić mieszkającego w nich Chrystusa przez adorację gorącą i wytrwałą. Oto parę wypadków historycznych, które ślad swój pozostawiły w sztuce.
W Bambergu (Bawaria), w galerii znajduje się obraz ze szkoły norymberskiego mistrza Michała Wohlgemuta (1434-1519), który przedstawia św. Klarę w czasie adoracji przebywającego w ołtarzu Chrystusa.
Św. Klara (1194—1240), uczennica i wierna naśladowczyni ubóstwa św. Franciszka z Asyżu, założycielka klarysek, klęczy w swej malej klasztornej kaplicy dzień i noc w nieustannej blagalnej adoracji nie tyle za siebie, ile za oddane jej opiece młodziutkie siostry. Saraceni przeprawili się na brzeg Italii zabijając, niszcząc, gwałcąc i uwożąc w niewolę ludność. Horda ich zbliża się coraz bardziej do jej klasztoru. I oto głos Dziecięcia Jezus odezwał się do św. Klary zapewniając jej siostrom zupełne bezpieczeństwo. Tyle mówi historia, podanie zaś uzupełnia ten fakt szczegółem, że św. Klara, mając cyborium w ręku, wyszła przeciwko Saracenom już zdobywającym mury, którzy na ten widok w panicznym strachu uciekli.
Artysta przedstawił chwilę adoracji. W kaplicy przed ołtarzem samotnie klęczy młoda kobieta w szatach klaryski. Na jej pięknej i prawie dziecinnej twarzy widać radość, cichy zachwyt i uwielbienie dla Tego, który ukazując się w postaci dziecka poda jej zapewnienie ratunku.
Inny obraz. Edwarda von Steinie (1810—1886) przedstawia św. Tomasza z Akwinu piszącego swe nabożeństwo o Przenajświętszym Sakramencie (1225—1274). Był on jednym z największych czcicieli Eucharystii i choć całe krótkie życie (48 lat) spędził nad książkami, skąd czerpał materiał dla swych licznych dzieł, to jednak jak sam zaznaczał, najwięcej się nauczył klęcząc u stóp tabernakulum.
Jedną z takich chwil przedstawił artysta. Tomasz w szatach dominikanina, którym był, znajduje się w celi i pisze o Przenajświętszym Sakramencie. Ma w tej chwili Jezusa w duszy i w sercu a więc w umyśle i w wyobraźni, jak każdy tworzący w czasie natchnienia. Artysta przedstawił św. Tomasza w momencie natchnienia, gdy rozwiązywał w swej celi trudność, jak przedstawić naukę o Przenajświętszym Sakramencie. Doktor anielski ujrzał w widzeniu na szafce z książkami na białym korporale monstrancję: sam anioł ukazał mu ją odchylając zasłonę. Prawda, o której była mowa w niniejszym rozdziale nosi nazwę: „O Rzeczywistej obecności Ciała i Krwi Pana Jezusa pod postaciami chleba i wina”. Będzie ona szerzej rozwinięta w rozdziałach II i IV.
Ad. b) Chrystus przychodzący na ziemię w czasie ofiary Mszy św.
Mszę św. odprawiano już od pierwszych chwil po wniebowstąpieniu i zesłaniu Ducha Świętego; było to tak zwane „łamanie chleba” czyli błogosławienie, łamanie Chleba już konsekrowanego i rozdawanie jako Komunii św. Pierwszy raz uczynił tak sam Pan Jezus w wieczerniku, w czwartek przed męką Swoją, po spożyciu Paschy żydowskiej, składającej się z baranka i przaśnych chlebów. Wtedy pobłogosławiwszy chleb, wymówił nad nim słowa: „To jest bowiem ciało moje” i mocą tych słów chleb został przemieniony w Ciało Pana Jezusa. Podobnie uczynił i z winem zamieniając je na Krew swoją. Apostołowie i pierwsze wieki wraz z ojcami Kościoła wierzyli, że tak jest istotnie, nie wchodząc w szczegóły i nie zapytując, jak się to dzieje, gdy chleb i wino obecne na ołtarzu zmieniają się na Ciało i Krew Pana Jezusa; co się dzieje z chlebem, z jego istotą, gdy jej już nie ma na ołtarzu, a są tylko same postacie bez istoty chleba i wina, czyli tylko to, co zmysłami może być dotknięte: widok, smak, zapach, ciężar? Pytanie, co się stało z istotą chleba i jak się to stało, postawiono w średniowieczu. Gdy w pierwszych wiekach wierzyli tylko, że tak jest, teraz wzmożony zapał do rozważań obudził pragnienie poznania rozumem tych prawd na drodze filozoficznych i dogmatycznych dociekań, ale obudziły się i wątpliwości.
Jeden z takich wypadków przedstawił Rafael na fresku w Stanzach w Watykanie. Oto papież Juliusz II klęczy przed ołtarzem, a pewien kapłan, z miasta Bolseny, który chwilami miewał wątpliwości, odprawia Mszę św. Gdy zbliżyła się chwila podniesienia, nieszczęsnemu kapłanowi znowu nasunęła się wątpliwość. I stała się rzecz nieoczekiwana, niezwykła, choć tak prosta i jasna w swej realnej prawdzie: oto na podniesionej już w górę Hostii ukazały się kropelki krwi. Na ten widok papież, klęczący z prawej strony obrazu, ani drgnął, ani poruszył powieką, trzyma ręce nadal złożone i adoruje, czyli dla niego to, co zaszło, jest rzeczą naturalną. On wierzy i dlatego jest pewny, że przed nim jest żywe Ciało i Krew Pana Jezusa, wprawdzie ukryte pod postacią chleba. Bóg tylko tym razem dla przekonania chwiejącego się kapłana, uchylił na chwilę działanie postaci chleba i ukazał istotną krew we właściwej dla niej postaci, co nie zmienia stanu rzeczy. Tymczasem po przeciwnej stronie, gdzie są wierni, widzimy ruch, zaniepokojenie, wzmożoną ciekawość, powstrzymywaną obecnością starszych i papieża. Po stronie papieża, jego świta okazuje tylko słabe poruszenie. Widoczne jest, że tak jak ich zwierzchnik, a jednocześnie papież Juliusz II, przyzwyczaili się spokojnie patrzeć na sprawy dziwne i cudowne.
Rafael malował ten obraz w 1512 r. dla Juliusza II i celowo umieścił go jako ówczesnego papieża, zamiast Urbana IV, za czasów którego, w 1263 r. to miało miejsce. Kapłan odprawiał Mszę św., w mieście Bolsena, i gdy Urban IV zobaczył krew na korporale, który kapłan chciał ukryć razem ze swym niedowiarstwem, papież ustanowił święto Bożego Ciała.
Pełna tajemnic, ale zarazem i poezji, jak noc Betlejemska, jest chwila przyjścia Chrystusa na ołtarz w czasie Mszy św. Zaczęto ją rozumieć i oceniać dopiero po herezji Berengariusza w średniowieczu. W czasie podniesienia w dni nie świąteczne, gdy ludzie nie mogli być obecni na całej Mszy św., starano się przynajmniej uklęknąć na polu i oddać cześć Bogu, gdyż o tej chwili zawiadamiał odgłos dzwonu na wieży kościelnej. Tak czynił św. Izydor Oracz (1070—1140), który pod Madrytem pracował na polu; inny też włościanin Paschalis Baylon (15404—1592) był pasterzem w Aragonii; zgadzał się on przyjmować gorsze za zajęcia pasterskie, byle nie stracić możności witania Pana Jezusa przychodzącego w czasie konsekracji na ziemię. W ostatnich latach życia część nocy poświęcał adoracji Chrystusa. Biografowie św. Stanisława Kostki wspominają, że pobożna matka jego, gdy był niemowlęciem, przynosiła go nieraz do kościoła, aby okazać Bogu; by nie tylko dziecko popatrzyło na Chrystusa, ale co ważniejsza, by i On wejrzał na dziecię jak słońce dobroczynnie ogrzewające świat i zasilające go swymi promieniami.
Ad. c) Chrystus wstępujący do dusz naszych w Komunii świętej.
Według zdania Leona XIII Eucharystia jest przedłużeniem Wcielenia (Enc. Mirae Caritatis, 1902). Jak druga Osoba Trójcy Przenajświętszej „Słowo” zeszło na ziemię, by przyjąwszy ciało ludzkie przynieść ludziom zbawienie — odkupienie obiektywne całego rodzaju ludzkiego, tak też i po wniebowstąpieniu przychodzi Chrystus na ziemię i jest obecny pod postaciami eucharystycznymi, by zastosować to zbawienie do każdego z ludzi. — Jest to odkupienie subiektywne. Chrystus czyni to przy pomocy Komunii świętej. Dlatego Komunia św. jest jednym z siedmiu sakramentów i przy tym najważniejszym z nich, gdyż nie tylko daje nam łaskę uświęcającą, ale i przynosi do duszy naszej samego Dawcę łaski, Jezusa Chrystusa.
Dlatego najstarsze wyobrażenia Wieczerzy Pańskiej przedstawiają ją w połączeniu z Komunią św. Freski katakumbowe wskutek trudności wyobrażenia tej chwili, malują raczej realistycznie samo łamanie chleba oraz przeistoczenie, pozostawiając Komunię św. symbolice, ze względu na niebezpieczeństwo zdradzenia tajemnicy. Do takich symboli należy „orans”, postać ludzka, kobieca z podniesionymi rękami, które wskazują na radość duszy po przyjęciu Komunii św. oraz „ryba” często trzymająca w pyszczku mały chleb.
Późniejsi zaś malarze rzadziej przedstawiają chwilę Komunii św., gdyż takie momenty, jak zdrada Judasza oraz łamanie Chleba, więcej nastręczają możliwości dla swobody ujęcia i nadania akcji dramatyzmu. Komunia św. wymaga od postaci apostołów skupienia, milczenia i adoracji. Nawet młodzieńcza postać św. Jana nie może w czasie Komunii św. składać swej głowy na piersi Chrystusa.
Komunię św. w czasie Ostatniej Wieczerzy przedstawili wśród innych: Fra Angelico, Signorelli, Poussin, Ovorbeck, Aubert, Fugel.
Jedną z najbardziej uroczyście i zgodnie z rytem Kościoła przedstawionych Komunii św. jest Ostatnia Wieczerza, namalowana przez Fra Angelico w muzeum św. Marka we Florencji.
W rogu komnaty pod ścianą przy stole zagiętym w formę litery L siedzą apostołowie po czterech z każdej strony Chrystusa, który stoi po bliższej dla widza stronie stołu i trzyma w ręku kielich a na nim patenę z Hostiami.
Artysta przedstawił Pana Jezusa, gdy udziela Komunii św. Janowi. Widzimy go jako młodzieńca bez brody i wąsów, który przyjmuje Eucharystię tak, jak to i dziś czynią, w nieco pochylonej postaci, z rękoma złożonymi na piersiach, ze wzrokiem utkwionym w podawaną mu Hostię. Inni apostołowie czekają swojej kolei, trzymając ręce złożone, rozchylone lub skrzyżowane na piersiach. Najbardziej wymowną jest pantomimika dwóch apostołów, następujących po Janie: widoczna jest ich pokora i uwielbienie.
Na stole pokrytym białym obrusem nic nie ma prócz kilku niskich szklanych naczyń. W niektórych z nich widać ciemny płyn, widocznie wino. Przez dwa otwarte okna u góry widać dach sąsiedniego domu, co wskazuje, że wieczerza odbywa się w górnej izbie.
Po lewej stronie obrazu przed stołem klęczy ze złożonymi rękoma Najśw. Panna Maryja, prawdopodobnie już po Komunii św. Przed stołem stoją cztery okrągłe stołki opuszczone przez apostołów, którzy widocznie po przyjęciu Eucharystii klęczą na pierwszym planie z prawej strony.
Najwidoczniejsza jest postać Chrystusa, stojącego przed stołem i mocno odcinającego się od bieli obrusa. Na Jego twarzy zaznacza się, pełna troski o swych apostołów, gorliwość, którą Ewangelia wyraża w słowach: „Gorąco pragnąłem pożywać tę Paschę z wami” (Łk. XXII, 15).
A wokoło na twarzach apostołów cała gama podniosłych uczuć: wiara, pokora, ufność, adoracja, prośba albo pobożne oczekiwanie duszy już przygotowanej na przyjście Pana. Obraz ten dostarcza wielu motywów ku rozważaniom w czasie przyjmowania Komunii św., dla czynienia aktów odpowiednich przed i po Komunii św., jak nam to Kościół zaleca.